- Mirek Breguła, Twój przyjaciel, współtwórca i lider Universe, obchodziłby w tym miesiącu „Abrahama”, czyli 50. urodziny. Kiedy zmarł, w listopadzie 2007 roku, wielu krytyków i fanów wróżyło koniec zespołu. Nie wierzyli, że udźwigniesz ten ciężar.
- Na pogrzeb Mirka przyszło ponad pięć tysięcy ludzi. Dla fanów jego odejście było wielkim ciosem, ale oni nie chcieli pożegnać Universe. Postanowiliśmy nie rozwiązywać zespołu. Ze mną jako nowym liderem zmienił się nieco charakter i przekaz, ale to wciąż jest Universe. Niektórych piosenek, autorstwa Mirka, staram się nawet nie dotykać. Były zbyt intymne. On miał dar pisania. Jego teksty nigdy nie były banalne. Głównie pisał o sobie, czasami opowiadał historie innych ludzi, ale w tych tekstach zawsze był pewien przekaz i przesłanie. Wielu fanów czekało z niecierpliwością na nasze kolejne płyty, bo traktowali je, jak życiowy przewodnik.
- Zostając liderem zespołu musiałeś zmierzyć się ze swoim największym, wewnętrznym „wrogiem”. Pokonałeś jąkanie.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak bardzo jąkanie potrafi utrudnić życie. Starałem się rozmawiać tylko z ludźmi, którzy mnie znają. Aby załatwić jakieś proste sprawy związane z zespołem, zamiast obgadać problem przez telefon, wsiadałem w pociąg i jechałem do Warszawy. Nie chciałem zrazić do siebie rozmówcy podczas rozmowy telefonicznej. W okresie największej popularności Universe, byliśmy zapraszani do mediów. Dziennikarze chcieli ze mną rozmawiać, ale wywiady przed kamerą albo na antenie radia, były dla mnie problemem nie do przeskoczenia.
- Ale na scenie się nie jąkałeś! Jakieś 15 lat temu widziałem wasz koncert i nigdy bym, nie pomyślał, że masz taki problem.
- Śpiew ma swój porządek. Jest odpowiednia melodia, tempo, tekst, interpretacja. Natomiast każda rozmowa jest spontaniczna i trochę chaotyczna. A jąkanie jest chaosem. Za dużo chcesz powiedzieć na raz i w końcu się zacinasz.
- Jak udało Ci się pokonać jąkanie?
- W 2000 roku pojechałem na turnus, zorganizowany przez rosyjską terapeutkę prof. Lilię Arutyunian. To był dla mnie przełom. Ona nie leczyła jąkania, lecz zamieniała je na „nową mowę”. Zacząłem się na nowo uczyć języka polskiego w jego fonetycznej, brzmieniowej wersji. Pamiętam, jak udzieliłem wywiadu w Radio Kołobrzeg. Mówiłem powoli, spokojnie, ale się nie jąkałem. Nauka „nowej mowy to dość długi proces wymagający współpracy z wykwalifikowanym terapeutą. Ale od pierwszych dni terapii nie używamy już mowy skażonej jąkaniem. Kursanci zmieniają swoje zachowanie, mimikę twarzy są o wiele bardziej pewni siebie.
- Zostałeś trenerem „nowej mowy” i założyłeś Centrum Terapii Jąkania w Mikołowie. Kto stuka do drzwi przy ulicy Brzoskwiniowej 8 z prośbą o pomoc?
- Mamy pacjentów z całej Polski i nie tylko. Zgłaszają się do nas ludzie, m.in. z USA, Kanady, Niemiec, Austrii, nawet Islandii.
- Tam nie ma ośrodków terapii jąkania?
- Na pewno są, ale nasza metoda uchodzi za jedną z najbardziej skutecznych. Wychodzimy z założenia, że nie ma dwóch tak samo jąkających się osób. Każdy przypadek wymaga indywidualnej terapii, opartej na zasadach „nowej mowy”.
- Religia jest ważna w twoim życiu. Działasz w Szkole Nowej Ewangelizacji w Gliwicach. Czego oczekujesz od Boga?
- Ja niczego nie oczekuję od Boga! Mieć takiego Ojca to zaszczyt! On pragnie naszej współpracy w dziele zbawienia każdego człowieka. Dziękuję mu za każdy kolejny dzień. Za to, że żyję, mam rodzinę, mogę działać i rozwijać swoje talenty. Nie nudzę się w codziennym odkrywaniu Boga, w przyrodzie, prawach natury i w każdym człowieku.
Powstaje film o zespole Universe. Jego współtwórca, świętochłowiczanin Mirosław Breguła obchodziłby w tym roku 50. urodziny. Niestety, w 2007 roku lider zespołu zmarł w dramatycznych okolicznościach. Universe przetrwał kryzys. Henryk Czich, przyjaciel Breguły i współzałożyciel zespołu, udźwignął ciężar związany z kontynuacją kariery scenicznej. Poradził sobie z jeszcze jednym problemem. Henryk Czich opowiada o tym w rozmowie z „Naszą Gazetą”.
Z Henrykiem Czichem, liderem zespołu Universe rozmawia Jerzy Filar