W czerwcu, mający większość w Radzie Miejskiej radni Ruchu Ślązaków nie zatwierdzili, a tak im się przynajmniej wtedy wydawało, sprawozdania finansowego prezydenta Dawida Kostempskiego za ubiegły rok. Była to decyzja polityczna. Regionalna Izba Obrachunkowa nie wniosła żadnych zastrzeżeń do wykonania ubiegłorocznego budżetu. RIO jest od tego, aby pilnować publicznych finansów. Jeżeli gdzieś znajduje się luka albo niedomówienie, Izba wnosi zastrzeżenia. Świętochłowicki budżet przeszedł gładko przez sito kontrolne.
Polityczny, lokalny durszlak okazał się nieprzepuszczalny.
Sprawa jest ciekawa. Prezydent bez problemu otrzymywał od radnych skwitowanie za lata 2011 i 2012, choć był to trudny okres. Ubiegły rok, pod względem wskaźników ekonomicznych i finansowych wskazuje, że Świętochłowice odbiły się od dna i nabierają rozwojowego rozpędu. Mimo tego opozycyjni radni - jak pisały sprzyjające im media - pokazały prezydentowi czerwoną kartkę nie zatwierdzając sprawozdania finansowego. Można dyskutować i nie zgadzać się z tą decyzją, ale taka jest demokracja. W Radzie Miejskiej rządzi matematyka. Kto ma większość, tego racje są na górze. Niestety, opozycyjni radni krótko święcili swój tryumf. Nie pokazali prezydentowi czerwonej kartki, ale oddali mu mecz walkowerem. Okazało się, że podjęta uchwała jest nieważna z przyczyn formalnych. Taka wpadka ośmiesza nie tylko samych radnych, ale przynosi wstyd całemu miastu.
Aż nie chce się wierzyć, że radni z takim stażem samorządowym popełniają szkolne, proceduralne błędy. A mieszkańcy płacą im jeszcze diety za takie wpadki.
Na czym polegał błąd? Tego typu uchwały muszą mieć jednoznaczną treść. To znaczy, że poddaje się pod głosowanie projekt o zatwierdzeniu sprawozdania finansowego za ubiegły rok. Jeżeli jest więcej głosów „za”, prezydent dostaje skwitowanie. W sytuacji, kiedy przeważają głosy negatywne, Rada Miejska nie zatwierdza sprawozdania. Wydaje się to proste, choć nie dla wszystkich. Podczas czerwcowej sesji, przewodnicząca Rady Miejskiej zarządziła głosowanie nad „zatwierdzeniem lub niezatwierdzeniem sprawozdania finansowego”. Jest to nielogiczne i jak się okazało nielegalne. Regionalna Izba Obrachunkowa stwierdziła nieważność tej uchwały. Trudno nazwać tę sytuację wypadkiem przy pracy, ponieważ radni Ruchu Ślązaków w podobny sposób ośmieszyli się już pod koniec ubiegłego roku.
Media obiegła wtedy zaskakująca informacja, że Świętochłowice występują z Górnośląskiego Związku Metropolitalnego. Taką decyzją opozycyjni radni chcieli zagrać na nosie prezydentowi Świętochłowic, który jest jednocześnie przewodniczącym GZM. Przez większość mieszkańców i wielu komentatorów politycznych, ten ruch został oceniony bardzo krytycznie. Największą cenę za osobiste ambicje grupki radnych miały zapłacić same Świętochłowice. W skali regionu jesteśmy małym miastem i każda forma promocji albo budowania marki jest bezcenna. Na radnych taka argumentacja nie zrobiła wrażenia. I zostali za to ukarani. Było im tak pilno do wystąpienia z GZM, że nie doczytali nawet do końca statutu tej organizacji. Okazało się, że ze Związku nie można wystąpić z dnia na dzień, ale należy zachować okres wypowiedzenia. Wojewoda śląski unieważnił tę uchwałę. Jak widać tamta wpadka niczego nie nauczyła radnych Ruchu Ślązaków. Nadal podejmują wadliwe uchwały, budząc zażenowanie wśród wyborców, bo mieszkańcy utrzymując samorząd, mogą oczekiwać od radnych, aby nie marnowali ich pieniędzy.
Jerzy Filar
Radni podejmują czasami głupie decyzje, ale taka jest cena demokracji. Każdy ma prawo do swoich poglądów. Gorzej jest, kiedy uchwały mają wady prawne, bo to oznacza, że radni nie znają się na swojej robocie. Taka sytuacja nie po raz pierwszy przytrafiła się opozycyjnym radnym w Świętochłowicach. Chcieli pokazać czerwoną kartkę prezydentowi miasta. Zamiast tego oddali mu mecz walkowerem.