Przypomnijmy tu niektóre ludowe tradycje, które odeszły (lub odchodzą) w zapomnienie. Na Śląsku moment śmierci poprzedzała modlitwa zgromadzonych bliskich o „lekką śmierć”. „Kiedyś istniało powszechne przekonanie, że ksiądz udający się do chorego z posługą kapłańską jest zwiastunem rychłej śmierci. Dlatego też przez długie lata Sakrament Namaszczenia Chorych uważany był za „ostatnie namaszczenie” i taką też nosił potoczną nazwę.
Z tej samej przyczyny zwlekano z wezwaniem kapłana do chorego. To zaś skutkowało później wieloma dramatami, jeśli ktoś – bojąc się wizyty kapłana – zmarł bez zaopatrzenia sakramentami świętymi. (…) Dzisiaj ksiądz idący (poza czasem tzw. kolędy, oczywiście) po ulicy w stroju składającym się z sutanny, komży i stuły, z tzw. bursą (w której mieści się Najświętszy Sakrament) do osoby chorej, nikogo nie dziwi. W niektórych parafiach takie odwiedziny mają miejsce co miesiąc. Warto też, aby osoby wierzące podtrzymywały przy tej okazji piękny zwyczaj zatrzymania się i przyklęknięcia – nie ze względu na księdza, ale na znak szacunku dla Najświętszego Sakramentu właśnie.”
Otwierano szeroko okna i drzwi, by dusza mogła spokojnie odejść
Bardzo starym zwyczajem związanym ze śmiercią było, a nawet jeszcze jest, aby w czasie agonii osobie umierającej towarzyszyła zapalona gromnica. Gdy zaś śmierć już nastąpiła, otwierało się szeroko okna i drzwi, aby dusza mogła spokojnie odejść, a zapaloną świecę wkładało się w dłonie zmarłego, aby rozświetlić duszy dalszą drogę. Zmarłemu nie patrzyło się w oczy, należało je zamknąć, a jeśli były z tym trudności, kładziono na nich monety.
Po śmierci domownika zatrzymywano zegary, a także zasłaniano lustra, obrazy oraz okna. Zmarłego należało odziać w odświętne ubranie. Dodajmy, że niegdyś był zwyczaj obmycia i ubrania ciała rodziców przez dzieci. Otwartą trumnę z ciałem umieszczano w pokoju, ozdabiano kwiatami, a obok ustawiano zapalone świece. Jeszcze w drugiej połowie XX wieku zmarły do pogrzebu był w mieszkaniu, ułożony w trumnie, a pokój zakład pogrzebowy przystrajał odpowiednimi zasłonami w czerni lub ciemnym fiolecie, tzw. dekoracją.
Dopiero później utrwaliło się wywożenie ciała do prosektorium, ale w niektórych ośrodkach wiejskich nadal utrzymuje się zwyczaj wyprowadzania zmarłego na cmentarz z domu. W czasie, gdy ciało zmarłego pozostawało w mieszkaniu, najbliższa rodzina nie mogła wykonywać żadnych prac domowych, aby nie zakłócić spokoju nieboszczyka. Zmarłego odwiedzała rodzina, krewni, a także sąsiedzi, którzy żegnali się z bliskim dotykając ręki nieboszczyka i wypowiadając „Idź z Bogiem”. Przy zmarłym modlono się (np. odmawiano różaniec). Do trumny wkładało się, dość powszechnie nawet obecnie, ulubione przedmioty, którymi posługiwał się zmarły za życia oraz w zależności od wiary różaniec, obrazki ze świętymi, modlitewnik.
Uderzano trumną o próg lub drzwi
W momencie wynoszenia trumny z domu, należało trzy razy uderzyć nią o próg lub futrynę drzwi, mówiąc jednocześnie „Ostań z Bogiem”. Dawniej, na wsi, gdy kondukt żałobny wyruszał do kościoła, jeden z krewnych nieboszczyka biegł do stajni i wołał „Gospodarz już odchodzi”.
Pogrzeb na Śląsku był i jest bardzo uroczystą i podniosłą ceremonią, z gośćmi ubranymi stosownie do okoliczności. Zmarłych mężczyzn odprowadzała (jeśli taka była) orkiestra zakładowa grająca żałobne melodie. Firmy pogrzebowe dbają by żałobnicy, którzy składają trumnę do grobu, a wcześniej idący w kondukcie, mieli wręcz mundurowe, jednolite ubrania. Po zakończeniu pogrzebu, odbywa się stypa, która w niektórych rejonach Śląsku nazywana jest „przepijaniem skórki”, „oblewaniem skóry”.
Spotykanym przesądem jest także stwierdzenie, że śmierć chodzi trójkami lub, że w ciąży nie powinno się chodzić na pogrzeb, patrzeć wstecz idąc w kondukcie, a już szczególnie nie powinno się patrzeć na zmarłego. Coraz rzadziej posypuje się też trumnę solą, natomiast zwyczaj sypania na trumnę grudki ziemi lub płatków kwiatów jest popularny po dzień dzisiejszy w wielu regionach Polski.
Pogrzeby w Świętochłowicach
W miarę upływu lat zmieniał się obrządek pogrzebowy. W Świętochłowicach, jeszcze w okresie międzywojennym, usługi pogrzebowe świadczyli zazwyczaj stolarze. Z „Księgi Adresowej z lat 1929/1930” dowiadujemy się, że w Lipinach mieli firmy np. Koniecka i While, w Chropaczowie Bulla, a w Świętochłowicach Cichutek i Kramny. Z kolei z „Pamiętnika Jubileuszowego Sokoła” z roku 1939 wiemy, że stolarzem był Paweł Bloch i Piotr Plewnia oraz Józef Kądziela, a stricte zakład pogrzebowy reklamował Jan Kutyniok.
W okresie międzywojennym właściciel zakładu pogrzebowego dostojnie kroczył na czele konduktu zmierzającego na cmentarz, gdzie przebywał do zakończenia ceremonii. Trumna spoczywała w karawanie zaprzężonym zazwyczaj w dwa czarne konie przystrojone w czarne pompony w grzywach oraz czarne derki na grzbietach. Sam karawan był bardzo zdobnym, czarnym pojazdem w stylu barokowej wykwintnej karocy, miał przeszklone boki by była widoczna trumna. Ta zaś była oczywiście drewniana, zazwyczaj sosnowa (dębowa była najdroższa) bogato rzeźbiona, z ozdobnymi antabami oraz wystającą spod zamkniętego wieka czarną lub białą koronką.
Styl pochówku ulegał modyfikacji co szczególnie widoczne było od lat sześćdziesiątych XX wieku. Bodaj w roku 1960 pojawił się pierwszy w Świętochłowicach karawan-samochód. Był to czarny ford specjalnie dostosowany do pogrzebów, a sprowadził go z Niemiec Edward Piegza. W mieście jedynym konkurentem tej firmy był przez pewien czas zakład Józefa Kądzieli, znany jeszcze z czasów przedwojennych. Potem pojawiła się kolejna firma świadcząca usługi pogrzebowe – było to Miejskie Przedsiębiorstwo Gospodarki Komunalnej. Oferowali zwykłe trumny, bez rzeźby, nie posiadali tzw. dekoracji, strój żałobników budził zastrzeżenia, a pogrzebowa nyska była szara. Z czasem jednak dostosowali się do społecznych oczekiwań. Odpowiedni sprzęt MPGK uzupełniało m.in. poprzez odkupywanie od likwidowanej prywatnej konkurencji. Ponieważ jednak historia zatoczyła koło, więc i ta firma po roku 1989 napotkała konkurencję w postaci bardzo licznie powstających prywatnych zakładów pogrzebowych.
Świeckie pogrzeby
Pochówek zazwyczaj wiąże się z obrzędami religijnymi. W okresie PRL-u władze próbowały zlaicyzować formę żegnania zmarłych. Komunistyczne władze lansowały taki typ ceremonii w zamian opłacając cały pogrzeb. Organizowano więc „świecki pochówek”, w czasie którego podkreślano zawodowy i życiowy dorobek zmarłego, aby go zachować w ludzkiej pamięci. Myślę, iż nikogo nie urażę, jeśli stwierdzę, że na taki typ ceremonii decydowano się nie tyle z pobudek ideologicznych, co materialnych.
Oczywiście obecnie także są świeckie pogrzeby. Aktualnie w Polsce jest ponad trzydziestu mistrzów ceremonii, w tym kilka kobiet. Owi mistrzowie są rekomendowani przez Polskie Stowarzyszenie Pogrzebowe. „W bardzo różny sposób trafiali do tego zawodu. W Stowarzyszeniu jest pewne małżeństwo, które odprawia pogrzeby od ponad 20 lat. Choć procentowo pogrzebów bez księdza jest w Polsce niewiele, bo od 2 do 5%” – informowała Aleksandra Zalewska-Stankiewicz.
No a co po pogrzebie? Cóż, pozostaje pamięć po zmarłym, którą okazujemy także na cmentarzach poprzez zapalanie zniczy, które ma swoje korzenie we wierzeniach słowiańskich. W miejscach śmierci, na drogach lub miejscach pochówku – kurhanach zapalano ogień, aby duchy przodków nie błąkały się i mogły odnaleźć drogę, a przy tym ogrzać się w cieple ognia. Istnieje hipoteza, że pochodzenie dzisiejszego słowa znicz wywodzi się bezpośrednio od nazwy duchów zmarłych, które nazywano „zniczami”. Dziś zapalony znicz i złożone kwiaty (oby nie sztuczne) symbolizują naszą pamięć i szacunek dla zmarłego.
(map)
Może Cię zainteresować:
Co to był za ślub. Dawne tradycje na Górnym Śląsku
Może Cię zainteresować: