Jan Krzyżyński urodził 16 VI 1898 roku w Babkowicach (Babkowitz), niewielkiej wsi w Poznańskim w powiecie Gostyń. Sytuacja narodowościowa w tej wsi była podobna do tej na Górnym Śląsku, czyli niejednolita, o czym świadczy np. fakt, że w 1846 roku 286 mieszkańców posługiwało się językiem polskim, a 9 zarówno polskim jak i niemieckim. Krzyżyński wcześnie zawarł związek małżeński z Marią Ptak, dziewczyną z tej samej wsi, jego równolatką. Tam przyszedł na świat ich syn Wacław w roku 1918. Potem rodzina wyemigrowała za pracą do Zagłębia Ruhry, gdzie Jan pracował w kopalni w Oberhausen.
Krzyżyńscy osiedli w Świętochłowicach w 1922 r.
Kiedy Krzyżyńscy dowiedzieli się o przyłączeniu części Górnego Śląska do Polski, zdecydowali się tam przenieść i pod koniec 1922 roku osiedlili się w Świętochłowicach – Zgodzie, wiążąc się z nią do końca życia. Jan przez następne 20 lat pracował jako górnik w świętochłowickiej kopalni „Polska” („Niemcy”), a potem w Hucie Zgoda. W patriotycznym duchu wychowywali swoich trzech synów: Wacława, Stefana i Zygfryda. Z żoną udzielali się też w miejscowych organizacjach społecznych. Sytuacja materialna była trudna, dlatego syn Wacław został zmuszony do przerwania nauki i zatrudnił się w Hucie Zgoda.
„W 1938 roku wstąpił do wojska, a rok później, gdy wybuchła wojna, przeszedł chrzest bojowy w Żorach i w Gostyni. Po kapitulacji armii polskiej dostał się do rosyjskiej niewoli. Po dwóch tygodniach udało mu się wraz z kolegą z niej uwolnić. Dotarł szczęśliwie do swej miejscowości. Sytuacja jego rodziny była trudna, zaczęły się prześladowania. Krzyżyńscy nie podpisali Volkslisty” – pisały w swej pracy Magdalena Dziura i Ewa Josińska.
Rodzina mocno przeżyła klęskę wrześniową, więc gdy w Świętochłowicach zawiązał się ruch oporu, przystąpili do niego rodzice oraz synowie Wacław i Stefan, a także brat żony Jan Ptak. Działali w Polskiej Obronie Obywatelskiej (POO). Prowadzili akcję propagandową i werbunkową, drobne sabotaże, udzielali też pomocy więźniom obozu oświęcimskiego i ich rodzinom, szczególnie Maria. Mieszkali przy ówczesnej Hilgerstrasse 4 (obecna Drzymały).
Działalność w ruchu oporu
Działalność Krzyżyńskich w POO wyszła na jaw. Rozpoczęła się też dramat rodziny ich syna Wacława. Zaczęło się od rewizji, gdy o czwartej nad ranem, do ich zgodzkiego mieszkania wkroczyli niemieccy żołnierze. „Roztrzęsioną panią Krzyżyńską zaczęli wypytywać o męża. Na szczęście przebywał on w tym czasie we Francji. Pani Stanisława uniknęła aresztowania tylko ze względu na fakt, iż opiekowała się małym dzieckiem. Myślała, że to koniec nieszczęść, jednak straszna wiadomość dotarła do niej dopiero rano. Młodszy brat męża, dwunastoletni Stanisław, przyniósł wiadomość, że żołnierze zabrali matkę, ojca i drugiego brata.
Krzyżyńskich aresztowano z 19 na 20 IV 1942 roku. Pierwsze przesłuchania i tortury przeszli w świętochłowickim areszcie i chorzowskim Gestapo, dalsze w obozach mysłowickim i KL Auschwitz, gdzie Maria trafiła 21 X 1942 roku (nr obozowy 22880), a potem Jan Krzyżyński (nr obozowy 61608). Jan zginął pobity w Oświęcimiu 14 IX 1942 roku, mając 44 lata. Marię Krzyżyńską rozstrzelano 6 stycznia roku 1943, jej brat Jan Ptak (nr obozowy 64762) został zamordowany 16 XI 1942 roku, w wieku 36 lat. Syn Stefan (nr obozowy 108721) przeżył obóz (z Oświęcimia trafił do Mauthausen-Gusen), nawet tam się ożenił i urodziło mu się dziecko. Chyba w Oświęcimiu zaraził się gruźlicą i zmarł kilka lat po wojnie.
Ucieczka z Marszu Śmierci
Wacław (numer obozowy 61597) w obozie poznał świętochłowickich lekarzy: Tadeusza Paczułę i Edmunda Kulczykowskiego. W Auschwitz pracował w komandzie rozwożącym jedzenie grupom roboczym, pracującym poza terenem obozu. W czasie ewakuacji obozu oświęcimskiego, 5 styczniu 1945 roku, w czasie „marszu śmierci”, zdecydował się na desperacką ucieczkę. Wymknął się na skradzionym rowerze z folwarku w Jastrzębiu Zdroju, w którym przez jakiś czas więźniowie stacjonowali. Tak wspominał:
„Koledzy idą ze mną aż do tej bramy, którą mam przejść. (...) stanęli i czekali, co się będzie działo dalej. To ja wołam po niemiecku, że ja jestem pracownikiem tego folwarku, żeby nie strzelano. No i w momencie nie ma z ich (strażników) strony jakiegoś sprzeciwu, nic. Ale, gdy już ich przekroczyłem, to wtedy oni zawołali Halt”.
Krzyżyński nie zatrzymał się i mimo wielu trudności dotarł do Świętochłowic, gdzie doczekał końca wojny. Dalej wspominał: „Niby wyzwoleni jesteśmy, Polska wolna i czuję się niby wolny w Polsce, a nieprawda, bo 12 kwietnia 1945 roku, ważąc 48 kilogramów, lecząc się u doktora Wojcieszyna, dostaję wezwanie do wojska”. Trafia do jednostki wojskowej na Pomorzu i szybko dezerteruje, wraca na Zgodę i udaje mu się uniknąć większych konsekwencji ucieczki. Do nowej władzy wciąż podchodził negatywnie: „Nie mogłem się pogodzić z jednym, że brunatny faszyzm zastąpił czerwony faszyzm.” Wacław Krzyżyński zmarł 13 VIII 2008 roku i spoczął na cmentarzu na Zgodzie.
Na zakończenie zaznaczmy, że dzięki książce Jadwigi Dąbrowskiej „Świętochłowiczanie w KL Auschwitz i innych obozach koncentracyjnych” udało się zweryfikować pewne fakty z życia obozowego rodziny Krzyżyńskich.
(map)
Może Cię zainteresować:
Łaźnie cieszyły się popularnością. Była taka także w Świętochłowicach
Może Cię zainteresować: