Przypomnijmy, że dialekt śląski jest jednym z pięciu wyodrębnionych przez językoznawców, prócz śląskiego są: małopolski, wielkopolski, mazowiecki, kaszubski. Ma cechy wspólne z tymi dialektami, a najwięcej z małopolskim i wielkopolskim. W obrębie dialektu śląskiego mamy obszary gwarowe: środkowo śląski w okręgu przemysłowym, północny na Opolszczyźnie w Kluczborskim i Lublinieckim oraz południowo śląski w Cieszyńskim.
Mamy trzynaście gwar różnych pod względem wymowy, słownictwa oraz niektórych form gramatycznych. „Nie da się sprowadzić tych różnic do jednego języka (regionalnego), stwarzanego na bazie głównie gwary Śląska przemysłowego. Trzeba by „stworzyć” trzynaście języków. Ale po co, skoro są one odmianami tego samego ogólnonarodowego języka polskiego?” – zauważa prof. Helena Synowiec („Gość Niedzielny Katowicki nr 19 z 12 maja 2024 roku). Zatem dialekt śląski doskonale mieści się w obrębie języka polskiego. I nie zmieniają tego liczne zapożyczenia z czeskiego, niemieckiego czy słowackiego.
Język, gwara czy dialekt?
Dla jednych śląski to język, dla innych zaś gwara, dialekt, chociaż różnica między „językiem”, a „dialektem” czy „gwarą” jest czysto umowna i wynika z kwestii tożsamościowych, a nie lingwistycznych. Dla wielu jednak ma znaczenie ambicjonalne.
Gdy byłem młodym człowiekiem, nikt się nad tym nie zastanawiał i powszechnie twierdziło się, że posługujemy się gwarą, co zresztą było mniej lub bardziej rugowane z użycia. Bezskutecznie, gdyż mogę powiedzieć, że do końca szkoły średniej po śląsku rozmawiałem z kolegami na przerwach i po lekcjach. Owszem, były osoby, z którymi staraliśmy się mówić „językiem literackim”, jak nakazywała większość nauczycieli, ale przez długi czas istniał efekt „tłumaczenia”, czyli przekładania sobie w głowie z śląskiego na polski. To opóźniało szybkość wypowiedzi, gdyż był problem z tym (za Słowackim), „aby język giętki/ Powiedział wszystko, co pomyśli głowa./ A czasem był jak piorun jasny, prędki”.
Na pewno więc takie opóźnione reakcje słowne stawiały nas na gorszej pozycji. Problemem był też akcent. Jednak na studiach, w pracy dominował już ów język literacki. Obecnie posługuję się ogólną polszczyzną, dbam o wypowiedzi ustne i pisemne, ale nie mam problemu w stosowaniu gwary, ona we mnie tkwi, jak pamięć dziecięcych lat. Wszystko jednak zależy od tego, gdzie i z kim rozmawiam. Na pewno śląski rozumiem, lecz bywa, że pewnych słów nie pojmuję, ba – nawet niektórych nigdy nie słyszałem. Przyznaję też, że używam gwary niezwykle rzadko, gdyż nie mam takiej potrzeby: starsi krewni, znajomi w większości pomarli, a młodsze pokolenie na ogół śląskiego nie zna.
Wiele jest osób posługujących się literacką polszczyzną, lecz mających problemy z akcentem. Moja rodaczka, świętochłowiczanka, aktorka Grażyna Bułka w rozmowie z Patrykiem Osadnikiem przyznała: „Nawet dziś, kiedy długo godom, muszę później długo ćwiczyć, żeby mówić po polsku, ponieważ zmienia mi się akcent.”
Blisko 55 tys. osób posługuje się tylko językiem śląskim
Czy zatem Ślązak to ten, co godo? Wyniki spisu ludności z 2021 roku dotyczące narodowości oraz języka prezentują się następująco: do narodowości śląskiej przyznało się 596.224 osób. Jako pierwszą zadeklarowało 236.588 osób, jako jedyną – 187.372, a narodowość śląską jako drugą – 359.636 osób. Jeśli chodzi o język śląski to: jako jedyny oznaczyło go 54.957 osób. Z kolei używany jako więcej niż jeden język zaznaczyło 412.188 osób. W sumie do języka śląskiego zadeklarowało się 467.145 osób. Jeśli idzie o rozkład terytorialny dla deklaracji narodowości śląskich (wg województw) to najwięcej jest w województwie śląskim – 517.100, w opolskim 60.049, mazowieckim 4.961 i małopolskim: 4.551 mieszkańców. W Świętochłowicach jest (wg spisu) 11859 Ślązaków, czyli 25,51%. Wynik jest mniejszy aniżeli w 2011 roku. Wówczas wynosił 17 119 osób, co dawało 32,2%.
Czy każdy z deklarujących taką przynależność zna język śląski? Wątpię! No bo przecież, by czuć się Ślązakiem, niekoniecznie trzeba mówić po śląsku. Śląsk ma się w sercu. A o tym, że Ślązacy byli już przed wiekami dowiadujemy się np. z „Listy narodów słowiańskich” z 1577 roku, autorstwa Piotra Skargi, jezuity, nadwornego kaznodziei Zygmunta III Wazy, pierwszego rektora Uniwersytetu Wileńskiego, który wymieniał: „Bulgárowie, Serbowie, Bosnaći, Rászkowie, Słowacy, Kárwaći, Dálmathowie, Kárythani, Ilirycżanie, Cżechowie, Moráwcy, Polacy, Slężacy, Ruś biała y czerwona, Pánonnowie, Pomorzánie, Kászubowie...”.na pewno mówili inaczej aniżeli teraz, wszak każdy język przez pokolenia ulega zmianie. Współcześni Ślązacy też mówią inaczej niż ci sprzed pół wieku. Przecież język mniejszościowy poddawany jest naciskom i ulega zmianom języka większościowego, który zresztą również się zmienia.
Z trzydzieści lat temu głośniej się zrobiło o tym, że język śląski istnieje, a skoro tak jest, to musi mieć również swój zapis językowy, czyli zmodyfikowany alfabet łaciński służący do zapisu etnolektu. Przypomnę, że etnolekt to odmiana językowa właściwa dla wyodrębnionej grupy etnicznej, postrzegana jako wyznacznik jej tożsamości. Już w 2009 roku pod kierownictwem prof. Jolanty Tambor z Uniwersytetu Śląskiego został opracowany „Ślabikŏrzowy szrajbōnek”, ukazały się także „Zasady pisowni języka śląskiego” dr. hab. Henryka Jaroszewicza z Uniwersytetu Wrocławskiego – naukowe opracowanie języka śląskiego i jednocześnie pierwszy słownik ortograficzny śląskiego. W 1999 roku Marek Szołtysek opublikował „Ilustrowany słownik gwary śląskiej” (z tradycyjnym zapisem wyrazów!), a w 2010 roku wyszedł w Chorzowie „Gōrnoślōnski ślabikŏrz”, czyli śląski elementarz.
Jak pisać po śląsku?
Nie wszyscy zaakceptowali te nowe pisemne formy wypowiedzi po śląsku argumentując, że są niekomunikatywne, utrudniają czytanie, a tym samym zrozumienie tekstu. W Internecie można znaleźć taką wypowiedź: (Alvin Ballest): „Teraz coś na temat kodyfikacji języka ślonskiego - no jo na początku żech broł udział w tej kodyfikacji, ale jak polscy Ślonzocy zaczeli forsować slowiansko pisownia a nie lacinska bez krysek, przecinkow i kulek nad Literkami, to zech sie pozegnou z tego towarzystwa, bo dlo mnie ta kodyfikacja nie miala sensu - bo nikt z mlodych Slonzokow tego „cyrkowego” slonskiego jenzyka sie zoden uczyc nie bydzie!” (zachowana pisownia oryginalna).
Przyznam, że także zaliczam się do tej grupy, której czytanie śląskiego tekstu w takim zapisie nie odpowiada. Dlatego w ten sposób po śląsku nie piszę i nie mam takiego zamiaru, lecz zawsze twierdzę, że czuję się Ślązakiem. Śląsk mam w sercu i nie muszę tego okazywać w pokracznej (dla mnie) formie pisanej. Dlaczego pokracznej? No bo trudnej do odczytania.
W śląskim jest też pomieszanie z poplątaniem przy wykorzystywaniu germanizmów. Stosuje się niemiecki wyraz w polskim rodzaju, jak np. „ten wurcel trza wycionć” (po polsku ten korzeń, zaś po niemiecku jest rodzaju żeńskiego die Wurzel). Zatem nie stosujemy tu żadnych zasad gramatycznych, no bo jakie? Polskie, niemieckie, czeskie? Jednak w pisowni to wygląda już dziwnie. Nie mam jednak nic przeciwko temu, jeśli ktoś tak właśnie robi. Uważam bowiem, że nie tyle łączy nas język śląski, co wspólne korzenie kulturalne, oddanie tej ziemi, wrośnięcie w nią (urodzeniem lub osiedleniem). Pisemnie treści można przekazywać korzystając z tradycyjnego alfabetu łacińskiego, co też w razie potrzeby robię, no i starać się, by nie był to pseudo śląski. Tu zastanawiam się, jak ma wyglądać nauka śląskiego w szkołach? Gramatyki nie ma, więc pozostają słowa, ale jakie, z jakiej części śląska, z jakimi naleciałościami? Czy o tym ktoś myślał deklarując na to środki? Czy nie lepiej przeznaczyć je na przybliżenie dziejów Śląska, jego kultury, tradycji?
Wspomnę jeszcze, że od dawna sporo osób, w tym wielu światłych ludzi pisało po śląsku w sposób tradycyjny, czyli bez stosowania dziwnego liternictwa. Jednym z nich był Stach Kropiciel. Był to pseudonim, wymyślony w 1924 roku przez księdza Józefa Gawlinę (późniejszego arcybiskupa i biskupa polowego Wojska Polskiego). To Gawlina na łamach „Gościa Niedzielnego” był pierwszym Stachem Kropicielem, ale nie jedynym. Po latach w postać tę wcielali się także ks. Bolesław Kominek, ks. Franciszek Ścigała oraz ks. Klemens Kosyrczyk – autor ostatniej, jak dotąd, napisanej w 1973 roku gawędy. Kosyrczyk, niegdysiejszy naczelny „Gościa Niedzielnego”, napisał: „Toć, że i tej książkowej mowy polskiej się muszymy uczyć, po większej części tyż Ślązacy już jom poradzom, ale i tej naszej pięknej, starej gwary, co jej naszo polskość zawdzięczomy, nie zapomnimy”. Pisał nie tylko stosując łaciński alfabet, ale też mądrze. Dzisiaj niestety mamy w tej materii pomieszanie z poplątaniem.
Zauważył to Maciej Poloczek pisząc: „Wystarczy zamienić „a” na „o” lub „o” na „u” i już jest po śląsku? Nie, to nie jest po śląsku! Niestety jednak ciągle gdzieś pojawia się „Ślunsk”, „wungiel” czy „kuncert”. Mniejsza o to, gdy takie zapisy pojawiają się na prywatnych profilach w mediach społecznościowych. Gorzej gdy robią tak chociażby sieci handlowe w swoich akcjach marketingowych. Po język śląski coraz chętniej sięgają spece od marketingu. Coraz częściej pojawia się on w mediach społecznościowych czy przestrzeni publicznej. Niestety często autorom tylko się wydaje, że to jest po śląsku. Pojawiają się np. „ślunskie smaki” w sieciach handlowych, gdzie ktoś uznał, że wystarczy wstawić „u” zamiast „o” i będzie OK. Nie, nie będzie! Mamy alfabet ślabikorzowy i wystarczy z niego skorzystać. Jest Ślōnsk, a nie Ślunsk. Można też posłużyć się alfabetem Steuera, stworzonym jeszcze w okresie międzywojennym, i wtedy zapisać Śląsk jako Ślůnsk”. Dodam, że ja bym jednak zapisał po prostu Ślonsk, tak jak Marek Szołtysek pisze Ślonzoki, a nie Ślązacy.
Czytając słowa Poloczka przypomniał mi się stary kawał, jak to pani w szkole na lekcji przyrody demonstruje zwierzęta i pyta chłopczyka: „Co to jest?” „Ptok” – odpowiada. „Nie mówi się ptok, bo to jest po śląsku, tylko ptak. O zamieniamy na a. No a ten ptak (demonstruje srokę), jak się nazywa?” „Sraka” – pada odpowiedź. Poloczek zauważa, że najczęstsze błędy w pisaniu/mówieniu po śląsku, które denerwują Ślązaków to także: „stosowanie germanizmów na siłę (np. niemieckie „danke”), używanie określania „ciul”, jako rzekomo niewulgarnego – najlepszy śląski wic – „jo ci ciulna”, na koniec coś kulinarnego, czyli używanie określenia żurek na śląski żur.” O tym że ma rację można się przekonać czytając, na przeróżnych forach, takie „śląskie” wypowiedzi.
Podkreślmy, że język śląski nie jest jednolity, tzn. inaczej mówią np. w okolicach Radzionkowa, Piekar, inaczej w Rybniku, Raciborzu czy Chorzowie. Różnice są niewielkie, ale są i to uchwytne nie tylko dla językoznawców. Pomijamy tu fakt naleciałości czeskich, czy niemieckich, a skupiamy się tylko na słownictwie, w którym jest sporo polskich archaizmów, ale także są słowa „przywiezione” przez ludzi z innych regionów kraju, którzy tu znaleźli pracę, osiedlili się. Z drugiej strony wielu przyjezdnych również przejęło coś z śląskiego słownictwa.
Ubywa osób posługujących się śląskim
Pracując przez ponad czterdzieści lat w szkole mogę stwierdzić, że posługujących się śląską gwarą (jak kto woli językiem) wciąż ubywa. Można się o tym przekonać przysłuchując się rozmowom ludzi w wieku średnim (i młodszych) np. na ulicy, w urzędach. Czy zatem jest sens w proponowanej przez niektóre osoby nauce śląskiego w szkołach. Owszem, ciekawostkowo, bo nie nauczy się tego, co nie wynika z potrzeby serca, czy ze zwykłego ułatwienia komunikacyjnego. Wspomnę tu moją babcię, która przed wielu, wielu laty pytała swą wnuczkę, czy „pszaje” swojemu „szacowi” (narzeczonemu). Czy obecnie ktoś użyłby tego słowa zamiast powszechnego i zrozumiałego „kocha”?
Dodam, że w obecnie lansowanej wersji śląskiego pojawiają się także rusycyzmy, jak choćby w zdaniu: „Mom tako mauo kniga”, albo „w polsze to bouo”. Na jednym z portali pewien śląski działacz pytał: „Zbajstlujecie coś? (w znaczeniu: zdziałacie)” zerknąłem do „Słownika polsko-śląskiego”, który podaje ten wyraz jako zbajtlować, a pochodzi z niemieckiego beisteln (brać w czymś udział). Niby niewielka różnica, ale jest, a ja w moim dzieciństwie posługiwałem się formą zmajstrować. Mamy program telewizyjny, w którym Rączka gotuje (nie warzy), a pani w tejże stacji telewizyjnej ma program „Dej pozor” (a to czechizm przyjęty w części Śląska).
Przy okazji: zawsze zastanawiam się, jak bardzo gorliwymi Ślązakami czują się niektórzy politycy, którzy (najczęściej w czasie kampanii wyborczej) deklarują takie, czy inne pro śląskie działania, lecz po Śląsku nie przemawiają? Prof. Jan Miodek stwierdził w wywiadzie z “Dziennikiem Zachodnim”, że śląszczyzna nie nadaje się do kodyfikacji w piśmie. Zaznaczył, że „cała ta dyskusja o śląskim języku w piśmie jest żenująca i dlatego starałem się zachować neutralność”. Językoznawca dodał, że „kapitałem dialektu śląskiego jest jego mozaikowość. Na ten dialekt śląski składa się kilkadziesiąt gwar. Próba kodyfikacji będzie zawsze z krzywdą dla którejś z nich”.
(map)
Może Cię zainteresować: