Kiedy niemieccy politycy pouczają i straszą Polskę, że zostaną nam odebrane dotacje unijne jeśli nie ograniczymy emisji dwutlenku węgla, to nie wiadomo czy śmiać się, płakać albo podziwiać skuteczność tamtejszej propagandy.
Przecież to Niemcy, obok Rosji, są największym trucicielem w Europie.
W dodatku sporą część swojego miksu energetycznego opierają na węglu brunatnym, którego parametry spalania są o wiele gorsze niż kamiennego odpowiednika. Mimo tego większość zagranicznych organizacji ekologicznych wskazuje Polskę, jako źródło klimatycznych problemów. Co najsmutniejsze, tej histerii ulegają nawet krajowe media. W czasie szczytu, w Barbórkę 4 grudnia, ulicami śląskich miast jak co roku przemaszerowały orkiestry górnicze. Wielu polskich dziennikarzy odebrało to, jako prowokację wobec gości klimatycznego zlotu. Podobnie, jak serwowanie mięsnych potraw w stołówkach dla gości imprezy, ponieważ ten sektor produkcji żywności jest także źródłem emisji CO2. Właśnie takie teksty są nie tylko prowokacją, ale i obrazą zdrowego rozsądku Czytelników. Poza tym być na Śląsku i nie skosztować rolady, to prawie jak nie zjeść pizzy we Włoszech. Żaden szczyt, nawet klimatyczny, tego nie zmieni. Prawda jest taka, że nie byliśmy i nie jesteśmy największym problemem, gdy chodzi o emisję CO2 zarówno w skali europejskiej, jak i światowej. Dla przykładu - mało kto zdaje sobie sprawę, że na 10 największych elektrowni węglowych w Unii Europejskiej, które generują najwięcej dwutlenku węgla, aż połowa znajduje się w Niemczech.
Na czym polega więc problem z Polską?
Jak nie wiadomo o co dokładnie chodzi, to na pewno chodzi o politykę i pieniądze. Polska zajmuje 22. miejsce na światowej liście producentów dwutlenku węgla. Odpowiadamy za 0,9 proc. globalnej emisji tego gazu. W dodatku, jak wyliczają eksperci, węgiel bezpośrednio odpowiada jedynie za 1 proc. CO2. Załóżmy, że polski rząd ulega presji i zamyka wszystkie kopalnie oraz elektrownie węglowe. O ile promili poprawi się dzięki temu globalny klimat? Mówimy o wielkościach w granicach błędu pomiarowego. Zadajmy też inne pytanie, jakie straty poniosłaby polska gospodarka, gdybyśmy zrezygnowali z węgla? Jeżeli świat chce skutecznie zredukować dwutlenek węgla powinien rozmawiać z Chinami, Indiami, Bangladeszem, Pakistanem, Wietnamem. Kraje tej części Azji odpowiadają za połowę emisji tego gazu. Problem w tym, że są to ogromne rynki zbytu i ważni partnerzy handlowi dla wiodących europejskich gospodarek.
Łatwiej jest atakować Polskę, niż zwracać uwagę Chinom.
Katowicki szczyt zbiegł się w czasie z wybuchem protestów „żółtych kamizelek” we Francji. Przysłowiową iskrą, która zapaliła barykady w Paryżu, okazała się zapowiedź podniesienia akcyzy na paliwo. Prezydent Macron chce, aby jego kraj był ekologicznym liderem, ale mieszkańcy nie mają zamiaru ze swoich kieszeni płacić za jego zachcianki. Oznacza to nowy rozdział, a przynajmniej zmianę tonu w polityce klimatycznej. Po wycofaniu się Angeli Merkel, także część niemieckich elit politycznych zaczyna używać innych argumentów. Pojawiły się słowa krytyki pod adresem Nord-Streem 2, choć jeszcze niedawno było to nie do pomyślenia. Annegret Kramp-Karrenbauer, nowa przewodnicząca CDU, podczas regionalnej konwencji w Duesseldorfie powiedziała, że w polityce ograniczania emisji CO2 trzeba wziąć pod uwagę interesy pracowników.
Czyż nie brzmi to podobnie do słów Prezydenta Andrzeja Dudy, który zapowiedział, że nie pozwoli zamordować górnictwa i Śląska?
Czy oznacza to, że należy rezygnować z ambitnych, ekologicznych celów. Absolutnie nie. Chodzi tylko o to, aby brać pod uwagę także ich społeczną cenę.