Sportowiec w sutannie

„Salezjanin, kapłan, oddany młodzieży pasjonat sportu, zawsze gotowy aby wychowywać poprzez swoje pasje i ukierunkowanie na Boga”.
Od ponad trzech lat uczy religii, wychowania fizycznego, jest ekonomem wspólnoty zakonnej. Od lat jest sportowcem, wielokrotnym mistrzem Polski księży w narciarstwie alpejskim. Jest instruktorem kilku dyscyplin sportowych, jeździ na rowerze, pływa, biega, żegluje. Postać w Salezjańskim Zespole Szkół „Don Bosko” w Świętochłowicach znana i lubiana. To ksiądz Henryk Urbaś, który jest przykładem „sportowca w sutannie” i ma na ten temat sporo ciekawych przemyśleń.

Czy w naszych czasach hasło

„sportowiec w sutannie”
jest czymś egzotycznym?

Wydaje się, że nie. Przecież sport, to ruch, a ruch jest czynnością, którą wykonujemy wszyscy. Biegnąc do tramwaju, uprawiamy lekką atletykę, nie zdając sobie z tego sprawy. W tej mierze duchowni są tacy sami jak całe społeczeństwo. Turystyka, to też sport lub używając nazewnictwa naukowego – rekreacja. A przecież zamiłowanym turystą był Błogosławiony Jan Paweł II, który kochał góry i kochał wędrówki po nich. Jeździł też na nartach, czyli był sportowcem. Myślę, że to najlepszy przykład „sportowca w sutannie”. To nie nikt inny jak Jan Paweł II powiedział, że „sport, to wspaniały dar od Pana Boga”. Co do mojej osoby, to ruch i sport kochałem od najmłodszych lat. W dzieciństwie, w szkole, w wojsku. Grałem w piłkę nożną, a że pochodzę z gór, więc nie mogło się obyć bez narciarstwa. „Ciąg” do sportu, ale w roli nauczyciela miałem też od wczesnej młodości. Zorganizowałem grupę młodszych chłopaków, graliśmy w piłkę, wszczepiałem im zasady wargi, ducha sportu, pilnowałem, żeby na boisku nie było wulgaryzmów.

Powołanie przyszło
po służbie wojskowej.

Wstąpiłem do Zgromadzenia Salezjan. Dlaczego? Bo imponował mi założyciel Towarzystwa Salezjańskiego, ks. Jan Bosko, który sam był wielkim sportowcem. On pokazał, że można wychowywać i uczyć przez sport, nawet tzw. „trudną młodzież”, podkreślając rolę wychowania fizycznego i sprawności fizycznej młodych ludzi. Jego pasje stały się moimi pasjami i są nimi do dziś. Podczas studiów aktywnie uczestniczyłem w życiu sportowym kleryków, potem już jako duchowny, skończyłem podyplomowe studia z zakresu wychowania fizycznego, uzyskując uprawnienia instruktorskie koszykówki, siatkówki, tenisa stołowego, piłki nożnej i narciarstwa. Po święceniach trafiłem do Szkoły Salezjańskiej w Oświęcimiu, gdzie pracując jako nauczyciel wychowania fizycznego, zaszczepiłem w tamtejszych uczniach bakcyla narciarstwa. Ten sport przewija się przez moje życie jako dyscyplina wiodąca. Z Oświęcimia trafiłem z powrotem do Krakowa, gdzie praca była dla mnie prawdziwą szkołą życia w charakterze nauczyciela, czy pedagoga. Tam też przekonałem się, jakie wartości wychowawcze w gronie dorastającej młodzieży ma szeroko rozumiany sport. A młodzież miałem trudną...
W roku szkolnym 2008/2009 trafiłem do

Salezjańskiego Zespołu Szkół „Don Bosko”
w Świętochłowicach, gdzie jestem nauczycielem religii, wychowania fizycznego
i „ekonomem”. Obowiązków mi nie brakuje.

Młodzież powinna mieć dużo ruchu i my staramy się jej to nie tylko wpajać, ale i umożliwiać. W tym celu w 1992 roku powstało Stowarzyszenie Lokalne Salezjańskiej Organizacji Sportowej „SALOS Salesia”, które na wzór SALOS-u RP ukazuje jego główne założenia, wypływające z duchowości salezjańskiej i systemu prewencyjnego księdza Jana Bosko. Polegają one przede wszystkim na „rozwijaniu wychowawczych, kulturalnych i społecznych aspektów sportu, w ramach uznanego wzoru człowieka i społeczeństwa inspirowanych wizją chrześcijańską i bogactwem salezjańskiej tradycji wychowawczej, krzewieniu humanistycznych i personalistycznych walorów sportu, inspirowanego ideą olimpizmu, z jego naczelnymi wartościami pokoju, wolności, szacunku, godności, tolerancji, przyjaźni, solidarności i fair play”. Ot, to trochę mniejsza idea barona de Coubertin’a – „najważniejszy jest udział”. I choć celem nadrzędnym jest powyższa idea, no nasi sportowcy liczą się nie tylko na lokalnych, ale i na krajowych i międzynarodowych arenach. Przychodząca do nas młodzież ma w czym wybierać, gdyż prowadzimy zajęcia w sekcjach koszykówki, siatkówki, piłki nożnej, piłki ręcznej, tenisa stołowego, tenisa ziemnego, pływania i narciarstwa.

Obowiązki duszpasterskie i zawodowe pochłaniają sporo czasu. Niektórzy pytają, jak znajduję chwile na swoją wielką pasję, czyli

narciarstwo.

Od dawna startuję w Mistrzostwach Polski księży w narciarstwie alpejskim, wielokrotnie wygrywałem te zawody. Lat przybywa, teraz już nie zawsze się to udaje, ale frajda jest zawsze. Jestem instruktorem narciarstwa, uczę tego sportu młodzież, a żeby im sztukę jazdy na nartach pokazać, trzeba być samemu przygotowanym. Dlatego też muszę znaleźć czas, by się solidnie przygotować. Trzeba biegać, jeździć na rowerze, pływać. Ostatnio pokochałem bieganie, startowałem w Maratonie Warszawskim z czasem 3 godziny 49 minut, w pobliżu naszej szkoły znalazłem plac, który chcemy przystosować do biegania. Nie tylko dla uczniów naszej szkoły.

Młodzież lubi ruch, choć ostatnio pojawił się problem:

absencja na lekcjach
wychowania fizycznego.

Myślę, ze przyczyn tego jest wiele. Dziś młodzi ludzie patrzą na świat inaczej niż dawniej. Komputery, a raczej sportowe gry komputerowe dają złudzenie, że grając na komputerze – uprawiamy sport. Bez wysiłku, bez bólu, bez potu... W niektórych środowiskach przyczyną do unikania zajęć sportowych są kłopoty zdrowotne, choć moim zdaniem ruch, to najlepsza profilaktyka. Nie usprawiedliwia tego też natłok innych zajęć. Ruch jest doskonała odskocznią i odpoczynkiem psychicznym od przeciążenia umysłu. Niestety, z przykrością stwierdzam, że młodzież nie wynosi sportowych nawyków z domu. I tu jest chyba „pies pogrzebany”. Świadomość rodziców w tej materii pozostawia wiele do życzenia. Powinni zrozumieć, że sport, turystyka, kształtują nie tylko dyscyplinę tężyznę fizyczną, ale i poczucie odpowiedzialności, piękna, wrażliwości. Ot choćby najzwyklejsza wycieczka w góry. Ile można zyskać zdrowia, ile zobaczyć pięknych pejzaży, których normalnie oglądać się nie da... Jestem jednak optymistą. Jestem przekonany, ze stopień uświadomienia dorosłych z każdym rokiem będzie większy, że to oni będą pierwszymi instruktorami sportowymi swoich dzieci, a my nauczyciele będziemy tylko kontynuować to dzieło. Dla zdrowia, sprawności i chwały Bożej. W myśl jeszcze jednego powiedzenia cytowanego już Jana Pawła II – „sport, to piękny sposób chwalenia Pana Boga”.

Przemyśleń ks. Henryka Urbasia
wysłuchał Tadeusz Piątkowski