Kolejne działania mogą powodować nieco więcej uciążliwości zapachowych dla mieszkańców okolic stawu, jest to jednak niezbędna część tego procesu. Wyciągnięte ze stawu będą trujące osady zalegające na jego dnie. Co ciekawe, nie będą one wywożone poza miasto, lecz utylizowane na miejscu w specjalnych pryzmach. Najgorzej ma być latem, wykonawca zapewnia jednak, że stan powietrza nad Kaliną będzie ściśle monitorowany.
Prace ruszyły w kwietniu tego roku, na 3 miesiące przed planowanym terminem. W tym czasie stworzona została specjalna szczelina oddzielająca staw od hałdy, która go zanieczyszcza. Niebawem pojawi się tam refuler - pływające urządzenie które będzie zasysać z dna zanieczyszczenia. Potrwa to kilka miesięcy i są to właśnie te najważniejsze miesiące całego projektu remediacji. Zadanie wykonuje konsorcjum firm Remea oraz Menard, a inżynierem kontraktu jest Inwest-Complex.
Kilka dni temu, do Świętochłowic przyjechał Tomasz Bednarek - prezes Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Katowicach, który wraz z prezydentem Świętochłowic wizytował teren inwestycji. Fundusz jest jej donatorem, w grudniu 2020 roku przekazał miastu na ten cel ponad 5 mln zł dotacji, udzielił również pożyczki w wysokości 2,7 miliona. Oczyszczenie Stawu Kalina pochłonie blisko 64 miliony i jest możliwe głownie dzięki dofinansowaniu ze środków z Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Fotorelację z wizytacji zamieszczamy w naszej galerii.
Teraz jest dobrze, ale było bardzo źle
Prowadzona obecnie inwestycja nie jest pierwszą próbą oczyszczenia stawu. W 2013 roku Świętochłowice pozyskały już na ten cel ponad 50 mln zł, a ówczesny prezydent Dawid Kostempski obiecywał nie tylko wyczyszczenie stawu, ale nawet jesiotry, które już w 2016 roku miały tam pływać. Niestety, tamta inwestycja okazała się dla miasta ogromną kompromitacją i rozpoczęciem wieloletniego sporu z wykonawcami, którzy przerwali prace oskarżając władze miasta o zaniedbania i twierdząc, że stawu oczyścić się nie da bez zmiany projektu.
Pozyskane pieniądze trzeba było zwrócić, mieszkańców pozostawiono z rozgrzebanym stawem, na domiar złego - wcześniej wycięto tam ponad 1200 drzew stanowiących naturalną barierę, a odpady, które miały być wywożone ze Świętochłowic, w jakiejś części zostały zagrzebane w okolicach stawu. Było o tym wówczas głośno.
Zapłacą za błędy poprzedników?
Sprawa tamtej - nieudanej remediacji wcale się jeszcze nie skończyła. Spór z wykonawcą trwa już 8 lat i Świętochłowicom ciągle grożą realne, bardzo wysokie konsekwencje decyzji, jakie były wtedy podejmowane. Przypomnijmy, że spora część pracy została wówczas wykonana, a miasto za nią nie zapłaciło. Dziś wiemy, że roszczenia podmiotów wykonujących tę inwestycje to ponad 30 milionów złotych.
Jest wiele przesłanek i opinii świadczących o tym, że miasto prawdopodobnie przegrałoby ewentualny proces sądowy. Gdyby tak się stało, pieniądze na poczet tych roszczeń należałoby zabezpieczyć w budżecie i wpisać do wieloletniej prognozy finansowej. To mogłoby praktycznie uniemożliwić realizację wszystkich zaplanowanych inwestycji - począwszy od remontów dróg, a skończywszy na obiektach sportowych, bo gmina nie mogłaby desygnować do nich środków na wkłady własne.
Będzie ugoda
Obecny samorząd trzyma jednak rękę na pulsie i prowadzi postępowanie ugodowe. Komunikat w tej sprawie pojawił się w oficjalnych miejskich mediach. Czytamy w nim:
Dobiegają końca mediacje, dotyczące pierwszej próby przeprowadzenia remediacji stawu Kalina, która miała miejsce jeszcze w 2014 roku. Spór z wykonawcami trwał od wielu lat i dotyczył między innymi niezapłacenia przez gminę należności za prace wykonane w ramach tego przerwanego zadania.
Ryzyko nierozstrzygnięcia tej kwestii na drodze porozumienia było naprawdę duże, gdyż łączna kwota roszczeń wraz z odsetkami wynosi obecnie ponad 30 mln zł. Przygotowywana ugoda ma na celu zakończyć wszystkie kwestie sporne na najkorzystniejszych dla gminy warunkach.
Jest więc szansa, że jako miasto nie zapłacimy w całości za błędy i złe decyzje z poprzednich lat , choć jakieś koszty miasto pokryć z pewnością będzie musiało. To również nie pierwszy taki przypadek, kiedy obecny samorząd musi za takie decyzje i błędy płacić. Przypomnijmy, że podobna sytuacja miała miejsce w przypadku remontu budynku Powiatowego Urzędu Pracy czy budowy fontanny przy ul. Katowickiej.