U zarania dziejów na terenie obecnych Świętochłowic plagą było przecież zbójnictwo, którym zajmowało się wielu mieszkańców Lipin i Chropaczowa. Kroniki z XIX wieku informują o napadach rabunkowych na kupców i chłopów podążających w okresie targowym lipińską drogą leśną do miejscowości, w których odbywały się targi. „Rozbójnicy ci łączyli się w większe dobrze uzbrojone bandy. Kronika wymieniała kilku ich przywódców: Pilarskiego, Szydłę, Szeligę, Kowalskiego i innych. Wśród gęstych lasów mieli swe kryjówki i schowki. Posługiwali się też rozgałęzionym systemem ganków w opuszczonych sztolniach. Przy obecnym Placu Słowiańskim znajdowała się stara leśna karczma, w której niejednokrotnie dochodziło do krwawych starć miedzy zbójnikami i żandarmami. W karczmie zbójnicy zbywali swe łupy. Nic więc dziwnego, że o Lipinach długo mówiono z obawą” – czytamy w „Migawkach z przeszłości Świętochłowic”.
W późniejszym czasie prasa także chętnie informowała o różnych sensacyjnych wydarzeniach. Np. w roku 1934 zainteresowanie budziła sprawa napadu na bank (budynek na roku ulic Bytomskiej i Bankowej, do niedawna niemal stała siedziba banków). Trzech młodych jeszcze ludzi, którzy stronili od pracy, a chętnie oddawali się występkom: 23-letni recydywista Jan Hoffmann z Bykowiny i pięć lat starsi od niego Jan Szmus z Bykowiny i Paweł Szampera z Nowego Bytomia najpierw na szosie ze Świętochłowic do Bykowiny, w pobliżu szybu „Reichel” pobili Maksymiliana Pilnego. Poturbowany zdołał uciec w stronę Zgody. Bandyci zaczęli strzelać, lecz spudłowali. Szampera i Szmus byli poszukiwani, gdyż tydzień wcześniej dopuścili sie gwałtu na nieletniej. Nie mając nic do stracenia postanowił obrabować Bank Ludowy w Świętochłowicach.
Była środa, 8 sierpnia 1934 około godz. 11.30, gdy weszli do banku przy ówczesnej ulicy Wolności. W środku był kasjer Świerk, dwóch praktykantów (17-letni Teodor Labusi, 14-letni Masoń) oraz miejscowy 61-letni restaurator Walenty Siedlaczek. Hoffmann kazał podnieść ręce w górę, a potem zdecydowanie nakazali położyć się wszystkim na podłodze, poszukali klucza do drzwi wejściowych i zamknęli je. Grożąc praktykantom kazali się doprowadzić do kasy, stąd zabrali 3.400 złotych w różnych banknotach, złoty zegarek, weksel. Potem przeszukali personel i klienta. Siedlaczkowi zabrali portfel, w którym miał 9 złotych, narobili bałaganu, poodcinali przewody telefoniczne i uciekli. Napad trwał zaledwie 15 minut. Oszołomiony kasjer, praktykanci i restaurator po jakimś czasie znaleźli policjanta, a ten wezwał pomoc. Potem pojawiła się policja z Chorzowa i Katowic. Zarządzono pościg.
Przypuszczano, iż bandyci będą chcieli dostać się do Niemiec (do Bytomia). Szybko też zorientowano się, kto dokonał napadu. Starszy praktykant rozpoznał ich wizerunki w komisariacie. Pościgiem kierował nadkomisarz powiatowy Potyka i komendant Bargieł ze Świętochłowic. Najpierw złapano Szmusa. Około 19.00 na ulicy Ligonia w Nowym Bytomiu natknął się na niego posterunkowy Bar, doszło do wymiany ognia. Bandyta schował się pod łóżko w mieszkaniu Krawczykowej, w domu na kolonii Otylia. Tam znalazła go lokatorka. Wystraszony zaoferował jej 600 złotych. Ta jednak nie dała się przekupić, wyleciała z mieszkania i wezwała policję. Zbrodniarz schował się w sąsiednim domu, a funkcjonariusze otoczyli budynek i wrzucili granaty łzawiące. Szmus uciekł na strych i postrzelił się w głowę.
Rannego zawieziono do szpitala w Nowej Wsi, gdzie później zmarł. Znaleziono przy nim rewolwer, 3 wystrzelone łuski i2 banknoty po 500 zł. Z kolei za Hoffmannem w stronę koloni Emanuel ruszył ma rowerze w pościg Kubica, komendant posterunku z Chebzia. Do pomocy dołączył posterunkowy Melcer, który zatrzymał motocyklistę i razem z Kubicą na motorze kontynuowali pościg. Poszukiwany zdążył schować pieniądze i ukrył się za stodołą przy leśniczówce. Wywiązała się strzelanina, Hoffmanna raniono w lewe ramię. Zdesperowany przyłożył broń do skroni, nacisnął spust, lecz broń nie wypaliła. Zawieziono go do szpitala w Chorzowie.
Ciągle poszukiwano Szampery, który ukrył się w Nowym Bytomiu. Zrozumiał, że nie przedostanie się przez granicę i skorzystał z rady brata i10 sierpnia o 22.00 zgłosił się na posterunek. Pieniędzy nie oddał, twierdził, że zgubił przy ucieczce. Późniejsze śledztwo wykazało, że do szajki należał też Jan Sapora z Nowego Bytomia, Wowra i Wiktor Śmietana z Nowej Wsi. U siostry Szampery znaleziono 1500 zł i rewolwer.
Sąd w Chorzowie skazał Hoffmanna na 15 lat za napad rabunkowy i usiłowanie zabójstwa posterunkowego Kubicy, Pawła Szamperę na 4 lata za udział w napadzie. Wowra i Śmietana dostali po 6 miesięcy. Później jednak karę podobno zmniejszono.
Natomiast inną sensacją było zabójstwo w Świętochłowicach przy obecnej ulicy Wyzwolenia. Przytoczmy za „Polską Zachodnią“ historię zastrzelenia dwójki komunistów: Józefa Burdy i Wilhelma Malajki. Zabił ich w obronie własnej (został sądownie uniewinniony) przewodniczący rady zakładowej Huty Falva Franciszek Nawrat, który po czterech latach bezrobocia i związaniu się w tym czasie z ruchem komunistycznym, znalazł pracę, przychylił się do idei sanacyjnych i popierał w staraniach o pracę ludzi, którzy walczyli o polskość (sam był dawnym powstańcem). Za to został napadnięty 4 III 1934 roku u wylotu obecnej ulicy Wyzwolenia (blisko warzelni piwa Clemensa Schembora /dawniej Adolfa Stahra/), a broniąc się zastrzelił wspomnianych wcześniej dawnych kompanów.
Z pewnością takich sensacyjnych historyjek z różnych czasów znaleźlibyśmy więcej. Miejski pitawal ciągle czeka na opracowanie.
(map)
Na historycznych fotografiach proces sprawców napadu na Bank Ludowy w Świętochłowicach.
Zdjęcia pochodzą ze zbiorów Narodowego Archiwum Cyfrowego.