- Nie podoba się już Panu w świętochłowickim samorządzie?
- Podoba się, ale jest tutaj tyle do zrobienia, że każdy samorządowiec, który ma poczucie odpowiedzialności za swój urząd i mieszkańców, powinien dać z siebie więcej, jeśli pojawiają się nowe możliwości. Sejm stwarza taką szansę, bo gdzie jak nie tam można alarmować, że w Świętochłowicach i generalnie w samorządach dzieje się źle.
- Co się dzieje złego?
- Pod rządami PiS państwo nakłada coraz więcej obowiązków na miasta, gminy i powiaty, ale w ślad za tym nie idą pieniądze. To jest zwyczajnie nie fair, że rząd centralny forsuje kontrowersyjną i kosztowną reformę szkolnictwa, ale za jej wdrożenie każe płacić Polsce lokalnej. Tu nie chodzi zresztą tylko o oświatę, ale także o szereg innych sfer, jak ochrona zdrowia, inwestycje infrastrukturalne, gospodarkę odpadami. Rząd, owszem, obniżając podatki, sprawia, że poczujemy się lepiej, bo będziemy mieć więcej pieniędzy w portfelach. Niestety - i o tym trzeba mówić głośno - zrobił to za pieniądze samorządów. Upraszczając: w naszych portfelach będzie więcej pieniędzy, ale wydamy je na naprawy samochodów, bo drogi będą dziurawe, na prywatne przedszkola, bo ubędzie miejsc w publicznych placówkach, które zaczną podupadać, ponieważ samorządom zabraknie środków na ich utrzymanie i remonty. Nie mam wątpliwości, że kolejne działania rządu uderzają bezpośrednio w nasze miasta. Pośrednio uderzają też w mieszkańców.
- Wyliczyłby Pan, ile zabraknie Świętochłowicom?
- Według ostrożnych szacunków, Świętochłowice mogą stracić z powodu polityki rządu ponad siedem milionów złotych. Dodając do tego brak pomysłu obecnych władz na miasto, czekają nas bardzo ciężkie lata.
- Jak Pan chce pomóc swojemu miastu w Sejmie?
- Kropla drąży skałę. Na listach Koalicji Obywatelskiej jest wielu samorządowców. Mam nadzieję, że część z nich zasiądzie w poselskich ławach i stworzy silne lobby walczące o przywrócenie sprawiedliwych relacji między rządem i samorządem. Posłowie, jeśli tylko chcą, potrafią sporo zdziałać na rzecz swoich małych ojczyzn. Kto śledzi pracę świętochłowickiego samorządu ten wie, że w Radzie Miejskiej nigdy nie odpuszczam, jeśli chodzi o sprawy dotyczące mieszkańców i miasta. W Sejmie nie zmienię stylu pracy. Urodziłem się tutaj, tutaj dorastałem i spędziłem większość życia rodzinnego i zawodowego. Ale pracowałem też w stolicy i doskonale wiem, jak tam odbierany jest nasz region i jego specyfika. W Sejmie potrzebny jest mocny śląski głos. Głos kogoś, kto zna problemy tutejszych samorządów i przepisy prawa. Głos kogoś, kto potrafi przemówić warszawiakom do rozsądku, kiedy trzeba będzie bronić śląskich spraw.
- Jak Pan ocenia wysyp kandydatów do Senatu startujących pod szyldem Koalicji Obywatelskiej?
- Kandydat Koalicji Obywatelskiej do Senatu jest tylko jeden. Jest nim Henryk Mercik, człowiek niezwykle zasłużony dla Śląska i oddany naszym regionalnym sprawom, któremu sporo zawdzięczają także Świętochłowice. Ubolewam, że akurat w okręgu świętochłowicko-chorzowskim złamany został senacki pakt opozycji. Wszystkie siły demokratyczne powinny iść do izby wyższej parlamentu razem, bo start pod wspólnym szyldem wzmacnia szansę na odsunięcie PiS od władzy.
Rozmawiał: Jan Ostoja