Ustawa celibatowa została uchwalona 29 marca 1926 roku, a zatwierdził ją Prezydent Rzeczypospolitej, gdyż, jak uzasadniono, nie stała w sprzeczności z Konstytucją RP oraz Konwencją Genewską.
Ustawa celibatowa w przedwojennym województwie śląskim
Jednak uchwalenie ustawy zostało niemal wymuszone przez śląską społeczność, a wynikało to głównie ze specyfiki śląskiej obyczajowości. Uważano bowiem, że miejsce mężatek jest tylko w domu, przy mężu, a ambicje zawodowe kobiet zamężnych uznawano za gorszące. Tak więc kobiety „żeby uczyć dzieci, musiały być samotne. Właściwie żyć jak zakonnice - kontrolowano ich strój, wolny czas, znajomości, zauważa Grażyna Kuźnik (DZ z 26 X 2017 roku). Nauczycielki w dniu ślubu za jednym zamachem traciły własne dochody, prawo do emerytury i pasję.”
Sejm Śląski dość długo zastanawiał się nad ustawą „w sprawie rozwiązania stosunku służby nauczycielskiej wskutek zawarcia przez nauczycielkę związku małżeńskiego”. Prace nabrały tempa po skargach „miejscowej ludności na siły pedagogiczne w spódnicach, które przybyły na Górny Śląsk. Dwie strony były sobą bardzo zaskoczone. Modnie ubrane i uczesane kobiety, inteligentki, pełne chęci, żeby nieść polską oświatę, nie znały dokładnie miejscowych zasad. Nie rozumiały gwary, siły tradycji rodzinnych i dziedziczenia zawodu, surowych reguł obyczajowych. Może ich winą było też na początku poczucie wyższości wobec prostego ludu”.
Nauczycielki gorszyły miejscową ludność
W 1922 roku, w chwili włączenia części ziem Śląska do Polski, brakowało nauczycieli. Sporo wyjechało do niemieckiej części, a ci, którzy pozostali, raczej nie władali językiem polskim. Wojciech Korfanty zwrócił się z apelem, by nauczyciele z innych regionów Polski przyjeżdżali na Górny Śląsk i wypleniali germanizację, albo bardziej, wszczęli polonizację. Tylko od lipca do października 1922 roku zatrudniono w tym regionie na nowo 3 tysiące nauczycieli, najczęściej przyjezdnych, w tym około 30% kobiet. Te od razu zaczęły budzić kontrowersje. Prasa informowała, że są ubrane „po pańsku”, pewne siebie, czasem palą papierosy, piją kawę w kawiarniach, bywają na tańcach, w teatrze, w kinie i tym gorszą miejscową ludność.
Świętochłowickie organizacje społeczne już w 1924 roku domagały się, by nauczycielki po zamążpójściu straciły pracę. „Mężatka może zajść w ciążę, a dzieci, które to zauważą, zapatrują się popędliwie do tego, co absolutnie na rozwój lepszego umoralnienia młodych istot wpływać nie może” – argumentowano.
Nauczycielki do zwolnienia
Już pod koniec 1925 roku do zwolnienia wytypowano 262 zamężne nauczycielki zatrudnione w szkołach powszechnych, a były wśród nich osoby z wieloletnim stażem pracy. Traciły prawa emerytalne, dostawały niskie odprawy i odtąd miały trzymać się z daleka od tablicy i uczniów, nie miały praktycznie żadnej perspektywy dalszego zawodowego życia. Nic więc dziwnego, że pozostałe widząc co się dzieje unikały założenia rodziny.
W 1926 roku na jednego nauczyciela na Górnym Śląsku przypadało 62 uczniów, czyli o 12 uczniów więcej niż średnio w Polsce. Pracy w szkole było więc dość, chociaż władzy zależało na tym, żeby wychowawcy byli lepiej wykształceni i znali polską kulturę. W 1923 roku uczący bez kwalifikacji stanowili jedną czwartą śląskiej kadry pedagogicznej, ale cztery lata później już tylko 0,2%.
Nauczycielki w przedwojennych Świętochłowicach
W powiecie świętochłowickim w roku szkolnym 1929/30 pracowało 395 nauczycieli i 440 nauczycielek. Jednak Ludwik Ręgorowicz w monografii „Powiat świętochłowicki” z roku 1931 zauważał: „Przewaga sił żeńskich jest tylko pozorna, po odliczeniu bowiem nauczycielek gospodarstwa domowego, robót ręcznych kobiecych i ochroniarek przewagę liczbową w szkołach powszechnych mają nauczyciele.”
W opublikowanej kilka lat później (w 1936 roku) książce Józefa Prażmowskiego „Szkolnictwo w województwie śląskim” możemy podsumować, że wtedy w Świętochłowicach (łącznie ze Zgodą, Lipinami, Chropaczowem i Szarlocińcem) pracowało 118 kobiet i 212 mężczyzn. Należy zwrócić uwagę, że w szkołach żeńskich były wyłącznie nauczycielki, a w męskich nauczyciele, zaś kierowali szkołami tylko mężczyźni. Patrząc na wykaz tzw. sił nauczycielskich widzimy typowe dla niezamężnych kobiet końcówki ich nazwisk.
Na posiedzeniu Sejmu Śląskiego 1 października 1926 roku poseł śląski z PPS Józef Machej protestował mówiąc: „Nie wolno się nauczycielce ubrać tak, jak jej się podoba, jak jest zwyczaj między ludźmi, tylko musi chodzić jak zakonnica, od stóp do głów zapięta”. Na większości posłów słowa te nie zrobiły wrażenia.
W roku 1926 kierowniczki szkół stanowiły zaledwie 4,8% całej śląskiej kadry pedagogicznej, a i tak chodziło o zarządzanie szkołami prywatnymi.
Uchylenie ustawy celibatowej
Sytuacja robiła się trudna, gdyż brak nauczycieli dawał się we znaki. Pojawiały się głosy krytykujące ustawę celibatową. Kobiety z innych regionów Polski rozpoczęły walkę o prawa śląskich nauczycielek do pracy i do małżeństwa. Alarmowano, że jest to naruszenie zasad polskiej Konstytucji, że powrót do średniowiecza, że ośmiesza ona Ślązaków, że nie przynosi oszczędności budżetowych, że dezorganizuje pracę w szkołach.
Nowe stanowisko zajął również Kościół, który wcześniej popierał ustawę. Pojawił się tu argument, że nauczycielki wybierają życie w grzechu będąc w nieformalnych związkach. O uchylenie ustawy wystąpił w 1937 roku śląski poseł Stefan Kapuściński. Ustawę uchylono 9 kwietnia 1938 roku.
Dodam tu, że miałem okazję poznać kilka nauczycielek, które na skutek ustawy celibatowej zdecydowały się prowadzić samotne życie. Mogę tu wspomnieć o wywodzącej się z Chrzanowa Stanisławie Malisz (na zdjęciu), która do Świętochłowic przyjechała w 1923 roku i przepracowała to ponad czterdzieści lat. Inną osobą była moja dawna sąsiadka, Ślązaczka z nauczycielskiej rodziny, Agnieszka Zając.
(map)
Może Cię zainteresować:
Trochę o hotelach. Także w Świętochłowicach
Może Cię zainteresować: