- Podobno nietrudno spotkać Pana na spacerze. I to w różnych częściach Świętochłowic. Był Pan ostatnio na Uroczysku?
- Akurat w tę część, gdzie planowana jest inwestycja związana z budową hal, zapuszczam się niezbyt chętnie. Wolę zieleń bardziej uporządkowaną. Jestem bardzo zadowolony, że udało się znaleźć podmiot, który tchnie w to miejsce nowe życie, a dodatkowo zapewni stały wpływ z podatków do gminy w wysokości nawet 4 milionów złotych. Do tego wybuduje drogę między ulicami Sikorskiego i Imieli, która rozwiąże kilka komunikacyjnych bolączek, a na koniec przygotuje około 500 ofert pracy,
z których - mam nadzieję - skorzysta wielu świętochłowiczan. To przecież same świetne informacje.
- Skoro ta inwestycja ma tyle atutów, to skąd protesty i głosy sprzeciwu?
- Powiem wprost: z dezinformacji. Teren, na którym zostaną wybudowane hale, zostanie oddzielony od osiedli 11-hektarowym pasem zieleni, na którym znajdą się stawy Milicyjny i Zojra oraz obszar, który kiedyś, gdy zostanie zagospodarowany, będzie można uznać za atrakcyjny. Mieszkańcy będą mogli dowolnie korzystać z jego przyrodniczych walorów.
W przyszłości spróbujemy im to ułatwić stawiając na przykład ławki i kosze na śmieci. Myślimy o odpowiednim oświetleniu tego terenu i budowie infrastruktury dla rowerzystów.
- Na razie warunki do wypoczynku w tym miejscu - delikatnie mówiąc - są średnie.
- Zdaję sobie z tego sprawę. Natomiast w lokalizacji, gdzie planowane jest centrum logistyczne takich warunków nie ma wcale. To teren zupełnie zdegradowany, idealnie wręcz nadający się na taką inwestycję. Zawsze staram się zrozumieć mieszkańców i ich argumenty. Sądzę, że w tym wypadku protesty biorą się raczej z braku wiedzy o planowaniu przestrzennym, a dodatkowo z podsycania sytuacji przez osoby, które liczą na polityczne korzyści w nadchodzących wyborach samorządowych.
- Takich sytuacji jest w mieście coraz więcej. Największym echem odbiła się ostatnio sprawa Góry Hugona i osiedla mieszkaniowego, które ma powstać w okolicy.
- Doceniam troskę mieszkańców o tereny zielone. I to nawet jeżeli akcja ma kontekst nie tylko ekologiczny. Zdaję sobie sprawę, że w grupie, która protestuje faktycznie są osoby, którym naprawdę zależy na zieleni. I to do nich kieruję słowa wyjaśnienia. Przeznaczenie tego miejsca pod inwestycję mieszkaniową to nie była decyzja chwili. Poprzedził ją szereg analiz i dyskusji, które toczyliśmy nad studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy.
- I co z nich wynikło? Jaka jest konkluzja?
- Doszliśmy do wniosku, że budowa na tym obszarze osiedla będzie korzysta dla całego miasta. Zmagamy się z ogromnym kryzysem demograficznym. Nie chcemy, aby liczba mieszkańców miasta stale się uszczuplała. Wybraliśmy to miejsce właśnie dlatego, że jest atrakcyjne i będzie przyciągać. A akurat trudności demograficzne i spadający wskaźnik dzietności na Zgodzie uwypuklają się najwidoczniej. Dodatkowo zagospodarowanie przestrzeni wokół użytku ekologicznego podniesie bezpieczeństwo i zlikwiduje problem dzikich wysypisk w tym rejonie miasta.
- Chce Pan przez to powiedzieć, że to nie była decyzja łatwa, ale podejmując ją wzięliście na siebie sporą odpowiedzialność?
- Nowe osiedla mieszkaniowe powstały już na Chropaczowie, duża budowa trwa również w Lipinach, na granicy z Rudą Śląską. Jeżeli chodzi o inwestycje mieszkaniowe, to wyprzedzamy sąsiadów. To cieszy, bo nowi mieszkańcy to nie tylko przyszłość naszego miasta, ale też większe wpływy do budżetu, które pozwalają realizować oczekiwania wszystkich świętochłowiczan. Zarządzanie miastem to wzięcie odpowiedzialności za wiele różnych aspektów oraz podejmowanie trudnych decyzji. Przypomnę jednak, że w ciągu ostatnich lat dochody miasta z udziału w PIT wzrosły o 11 milionów złotych. Przynajmniej połowa tej kwoty to właśnie efekt przybycia nowych mieszkańców. Reszta to wzrost wynagrodzeń oraz efekt spadku bezrobocia w naszym mieście.
Właśnie z tych bieżących dochodów finansujemy remonty i utrzymanie dróg, terenów zielonych, remonty mieszkań komunalnych.
- Te argumenty są bardzo racjonale. Ale jest jeszcze ekologia i przyroda.
- Teren ustanowionego w 2004 roku użytku ekologicznego jest absolutnie nienaruszalny. To wraz z przyległościami około 20 hektarów i to tylko po stronie naszego miasta. Zresztą intensywnie myślimy, jak nadać mu również edukacyjny charakter. To cenne przyrodniczo miejsce i doskonale zdajemy sobie z tego sprawę. Natomiast teren, na którym powstaną mieszkania i domy jednorodzinne nie był nigdy objęty ochroną i - zgodnie z uchwalonym studium zagospodarowania przestrzennego - od wielu lat był przeznaczony pod budownictwo mieszkaniowe. Przez ten czas nikt przeciwko temu nie protestował. Obszar został zbyty w 2016 roku w trybie przetargu nieograniczonego. Wzięły w nim ostatecznie udział dwa podmioty. Cena wywoławcza na poziomie 2,9 miliona zł, po licytacji, została ustalona na kwotę 9 mln zł.
- Ile Pana zdaniem w tej sprawie jest polityki?
- Za dużo. I przez to trudno rozmawiać. Każdy argument jest bowiem odbierany jak atak. Jestem niestety przekonany, że stowarzyszenie, które organizuje działania związane z Hugobergiem planuje start w wyborach. Właśnie dlatego opiera swoje działania na krytyce i szuka przysłowiowych haków, aby - bez względu na okoliczności - budować atmosferę grozy i niepewności. Dlatego apeluję do mieszkańców o rozsądek i zastanowienie. Nie wszystkie podawane przez opozycję informacje są sprawdzone, a konteksty, w jakich występują, są często wyssane z palca.
Jeżeli chodzi o te tereny, to mam prośbę, aby każdy z mieszkańców odpowiedział sobie, ile razy był w tym miejscu właśnie na spacerze i czy aby na pewno były to miejsca tak bardzo służące wypoczynkowi i rekreacji.
- Jaki wpływ miało miasto na wycinkę drzew na tym obszarze? To największy zarzut protestujących.
- Ograniczony. Po wprowadzeniu ustawy o ochotnie przyrody autorstwa ministra środowiska Jana Szyszko, przepisy dotyczące wycinki na prywatnych terenach, zostały bardzo zliberalizowane. Nawet po nowelizacji nie wrócono do dawnych regulacji. Obecnie na gruncie prywatnym nie trzeba uzyskiwać zezwolenia na wycinkę, jeśli obwód pnia na wysokości 5 centymetrów nie przekracza 80 centymetrów w przypadku topoli, wierzb, klonu jesionolistnego oraz klonu srebrzystego. I większość wyciętych w tym wypadku drzew obejmowała właśnie ta swoboda.
Rozmawiał: Kamil Karwiński