Postanowiłem się temu przyjrzeć. Przecież zdobycie konkretnego zawodu na Górnym Śląsku zawsze było priorytetem, no bo przecież miał on zapewnić samodzielność młodego człowieka, a w przyszłości byt jego rodzinie. Popularnością cieszyło się rzemiosło, które oferowało punkty napraw sprzętu domowego. Fachowcy zawsze byli potrzebni.
Rzemieślnicy w Świętochłowicach
Monografia Świętochłowic z roku 1931 wspomina, że w Świętochłowicach było 139 warsztatów rzemieślniczych zatrudniających 617 osób, a w gminie były Cechy Piekarzy, Rzeźników i Wędliniarzy oraz Golarzy, Fryzjerów i Perukarzy. Jeszcze w roku 1968 zakładów rzemieślniczych było w mieście około 230. Obecnie rzemieślnicy ze Świętochłowic podlegają pod Cech w Chorzowie, ale faktyczna ich ilość z naszego miasta jest trudna do ustalenia.
Przekonałem się więc, że fachowców, rzemieślników jest mniej, a jedną z przyczyn jest postęp technologiczny, czyli rozwój maszyn i automatyzacja procesów produkcyjnych, a także postępująca technicyzacja, czy może szeroko pojęta komputeryzacja.
Wraz z zanikiem rzemiosła współcześnie mamy szereg zawodów, które już poszły w zapomnienie, jak np. praczka czy zielarka. Kto wie, czy niedługo nie dołączą do nich garncarz, szwaczka kołder, lutnik czy modystka (wytwarza oraz sprzedaje damskie kapelusze, woalki, wianuszki) lub też spotykane wciąż, lecz rzadkie, jak szewc, kaletnik (zajmuje się wytwarzaniem produktów ze skóry), czy kowal, a może i piekarz, krawiec, czy zegarmistrz? Dlatego te ostatnie cieszą się popularnością, a dobrzy fachowcy w tych branżach – uznaniem.
W drugiej połowie XX wieku rzemieślnicy stanowili potężną grupę zawodową, mogli przynależeć do cechów, szkolić i egzaminować uczniów. Dziś tradycja ta prawie zanikła przynajmniej w grupie zawodów ginących. Jeszcze kilka lat temu wydawało się, że coraz tańsze ubrania i buty spowodują, iż usługi krawieckie czy szewskie nie będą poszukiwane w społeczeństwie, a jednak praktyka pokazała coś zupełnie innego. Przedstawiciele niektórych zawodów mają coraz mniej zleceń, głównie z powodu bardzo dynamicznego rozwoju przemysłu.
Jakie zawody znikają?
Przyjrzyjmy się niektórym zawodom, które zanikają. Możemy tu wymienić np. felczera, czyli pracownika branży medycznej, który może udzielić pierwszej pomocy, postawić diagnozę lub współuczestniczyć w procesie leczenia przy pomocy lekarza specjalisty. Do grupy ginących zawodów należą także: rękawicznik, czapniczka, a nawet tkacz, czyli osoba zajmująca się wytwarzaniem tkanin oraz ich wykończeniem.
Trudno też obecnie znaleźć kowala, a jeszcze trudniej rusznikarza, czyli osobę wyrabiającą i naprawiającą broń palną. Kto dziś wie czym zajmował się kołodziej, ludwisarz, powroźnik, rymarz, bednarz, cyrulik, druciarz, łaziebnik, sitarz? Na pewno kojarzymy zawód pucybuta, ale już nie każdy wie, że zdun, to osoba zajmująca się budową i naprawą pieców kaflowych. W latach 80. roznosiciele podstawiali pod drzwi butelki świeżego mleka, a wcześniej, gdy nie było lodówek, o świeże produkty mleczne dbał mleczarz. Skoro mowa o braku lodówek, to wspomnijmy, że byli też ludzie którzy zimą kroili lód, który wycinali ze stawów czy jezior, a następnie transportowali do odbiorców i umieszczali w specjalnych chłodniach lub piwnicach. W dawnych wiekach, gdy ludzi nie stać było na drogie zegary, to zamawiali budzenie poprzez pukanie do okna, a wieczorami latarnie w większych miejscowościach zapalał, a o świcie je gasił latarnik.
Czym zajmował się krzykacz?
Uznaniem cieszył się szczurołap, a także dostarczyciel pijawek. W XIX wieku rozwinął się na szeroką skalę proceder wykradania z grobów osób niedawno pochowanych i sprzedaży ich ciał uniwersytetom. W czasach, gdy analfabetyzm był niemal powszedni, to istniał zawód krzykacza, czyli klikona, który chodził po miejscowościach i wykrzykiwał ludziom zarządzenia. Błąkające się bezpańskie psy wyłapywał hycel, zwany też rakarzem. Właściwie to nie mamy już flisaków, którzy kierowali na rzece kłody puszczane luzem albo na tratwach. Flisakami kierował retman, czyli starszy flisak zarządzający spławem.
W latach 60-tych i 70-tych XX wieku, w czasie modnych kożuchów, papach, kołnierzy i innych futrzarskich elementów ubrania – kuśnierzy było wręcz mnóstwo. A teraz? Zainteresowani sami sobie odpowiedzą…
Trudnym, acz popularnym zawodem był zecer wykonujący skład ręczny lub maszynowy na potrzeby druku typograficznego. Skład odbywał się na podstawie załączonego materiału z adiustowanym wydrukiem lub maszynopisem. Zecer składał z materiału zecerskiego (czcionki i inne elementy) proste formy drukowe lub przygotowywał elementy tych form (szpalty, tabele, wzory) do późniejszego wykorzystania przez metrampaża. Dziś mamy do tego komputer. Skoro mowa o książkach, to wspomnijmy o zawodzie introligatora, który zajmował się ręczną oprawą książek, dokumentów. Obecnie jego pracę coraz częściej przejmują maszyny.
Aktualnie dominują telefony komórkowe, a były czasy, kiedy nie było jeszcze centrali automatycznych, a połączenia obsługiwały telefonistki. Dzwoniło się na centralę, zamawiało się numer i czekało na połączenie. Później rolę telefonistek przejęły centrale automatyczne. Rzadkim zawodem jest ludwisarz zajmujący się odlewaniem z brązu, miedzi czy mosiądzu dzwonów, posągów, dział czy luf.
„Ginące zawody znikają przede wszystkim dlatego, że w dzisiejszych czasach jakość nie jest już tak bardzo doceniana – uważa Justyna Szymczyl. Ludzie wolą kupić nową rzecz niż wybrać się do kogoś, kto może ją naprawić. Żyjemy szybko i w związku z tym jesteśmy niecierpliwi. Jeżeli mamy zamówić buty, które ktoś musi dla nas wykonać, w związku z czym czas oczekiwania jest dłuższy, łatwiejsze i szybsze wydaje się odwiedzenie sklepu, gdzie w kilka minut można stać się właścicielem nowej pary butów”.
Pociechą może być fakt, że w Cieszynie powstała Szkoła Rzemiosł, która dorosłym oferuje naukę: plecionkarstwa, koronczarstwa, snycerstwa, rusznikarstwa, obróbki wełny i introligatorstwa, a w przyszłości być może także innych zanikających zawodów.
(map)
Może Cię zainteresować:
W Hucie Florian grali. Historia zakładowej orkiestry
Może Cię zainteresować: