Zaczniemy o siebie dbać?
Kiedy opadnie epidemia, cała ludzkość prawdopodobnie zweryfikuje podejście do kwestii zdrowotnych. Jest szansa, że ze strachu przed powtórką, zaczniemy się badać nie tylko na obecność wirusa, ale także z innych powodów, które dotychczas lekceważyliśmy. To ogromne wyzwanie dla rządów, które będą musiały sprostać tym społecznym oczekiwaniom. Dotychczas przekonywano nas, że najczarniejszy scenariusz dla ludzkości to wojna albo - ostatnio najmodniejsze zagrożenie - katastrofa klimatyczna. Teraz okazuje się, że naszego kresu wcale nie muszą wyznaczyć rosyjskie albo inne bomby atomowe. Wróg może czai się gdzieś indziej i jest bardziej wyrachowany, bo zniszczy samych ludzi nie naruszając ich materialnego dorobku. Aż dziw bierze, że ludzkość ma tak słabą pamięć historyczną. Sto lat temu zabójcza grypa „hiszpanka” spowodowała śmierć około 50 mln ludzi. To więcej, niż liczba poległych na frontach pierwszej wojny światowej. Na „hiszpankę” zachorowało pół miliarda osób, czyli jedna trzecia ludzkości. Nikt nie wyciągnął z tego dramatu lekcji. Może teraz będzie inaczej, bo dzięki globalizacji mediów cała ludzkość jest ofiarą i świadkiem zmagań z koronawirusem.
Wzrośnie przyrost naturalny.
Tak się dzieje podczas każdej sytuacji, kiedy ludzie skazani są na izolację. Najlepszym przykładem jest stan wojenny, który wywołał prawdziwy „baby-boom”. To naturalny i ludzki odruch. Partnerzy, którzy są skazani na przebywanie ze sobą przez całe dnie, okazują sobie więcej miłości i czułości, bo tak jest łatwiej przetrwać ciężkie chwile.
Będziemy mądrzejsi.
Stare przysłowie mówi, że Polak jest mądry po szkodzie. Trudno, tak już widocznie musi być. Z tym, że powiedzenie należy rozszerzyć na całą ludzkość. Będziemy mądrzejsi, bo koronawirus obnażył, w jak emocjonalnie pustym świecie żyjemy. Postęp technologiczny i globalna sieć przepływu informacji sprawiły, że jedynym celem większości ludzi stała się konsumpcja. Zacierają się granice między światem realnym i wirtualnym, gdzie nie może się stać nic złego, bo przecież zawsze można zresetować komputer. Młodzież pytana przez psychologów, ilu ma przyjaciół odpowiada, że kilkuset mając na myśli liczbę „lajków” na facebooku. Normalne, budowane i ulepszane przez setki pokoleń więzi społeczne, w ostatnich latach uległy erozji. Ludzie nabrali przekonania, że nic złego nie może się stać, ponieważ jako globalna społeczność jesteśmy teraz najlepsi i najmądrzejsi. To nieprawda. Ludzka natura zawsze pozostanie taka sama, a teraz tylko dysponujemy lepszymi zabawkami. Koronawirus obnażył nasze wszystkie współczesne słabości, których listę otwiera zanik instynktu przetrwania. W Polsce nie jest jeszcze tak źle, ale widok bawiących się na plaży Włochów i Hiszpanów, kiedy zaraza zabija tam dziennie setki ludzi, jest najsmutniejszym przykładem na to, do jakiego poziomu stoczyła się ludzkość. Po epidemii musi nadejść czas otrzeźwienia, bo innego wyjścia nie ma.
Dobrzy i źli.
Koronawirus jest dobrym testem na człowieczeństwo nie tylko w skali globalnej, ale także na poziomie indywidualnym. Z oczywistych powodów życie towarzyskie w Polsce przeniosło się do internetu. Wielu ludzi daje tam przykład przyzwoitości i odpowiedzialności. Mnożą się pomysły, jak spędzać kreatywnie czas w kwarantannie. Na osobny artykuł zasługuje sieciowa mobilizacja wokół wsparcia udzielanego służbom na pierwszej linii walki z epidemią, czyli przede wszystkim lekarzom, policjantom, strażakom i wolontariuszom z organizacji pozarządowych. Ludzi, którzy organizują takie akcje warto się trzymać, kiedy opadnie epidemia. To są liderzy, którzy pomogą w odbudowie tkanki społecznej, bo przecież wyjdziemy z koronawirusa mocno poobijani. Jest też druga odsłona sieciowej aktywności. Wielu internautów pod własnymi nazwiskami powiela wywołujące panikę plotki, zamieszcza kretyńskie komentarze i sieje nienawiść np. do ludzi, którzy zostali zarażeni. Trzeba ich zapamiętać i omijać szerokim łukiem, kiedy życie wróci do normy.
Świat po epidemii będzie inny. Wykreuje bohaterów i zidentyfikuje błaznów. Koronawirus testuje odporność naszych organizmów, ale to nie jedyny egzamin, który właśnie teraz zdajemy.
Jerzy Filar