Nasza polszczyzna. Zapożyczenia, zaśmiecanie języka i nadużywanie zdrobnień

Przed wielu laty w archiwaliach odnalazłem dokumenty dotyczące Antoniego Zająca, wywodzącego się z Miechowic, a potem, do końca życia, związanego ze Świętochłowicami. Wśród tych dokumentów był list Zająca dotyczący chęci przystąpienia do Związku Nauczycielek i Nauczycieli Języka Polskiego. Pisał w roku 1919 (zachowana oryginalna pisownia): „Rozumiem treść każdej gazety. Czytałem tesz dzieła Sienkiewicza i Mickiewicza. Po górnośląsku umiem władać, bo jestem z domu polakiem. (…) Pisać jeszcze nie potrafię dobrze.” Zając pięknie opanował język polski, po przyłączeniu Świętochłowic do Polski był kierownikiem Szkoły III przy obecnej ul. Sienkiewicza. W nauczycielskie ślady ojca poszły córki: Agnieszka i Anna (Stosz), które posługiwały się piękną polszczyzną.

Jezyk polski

Przypomniałem sobie postać Antoniego Zająca przysłuchując się polszczyźnie naszych rodaków. Mogę zrozumieć stres w trakcie publicznych wystąpień, chociaż bardzo razi mnie manieryczne „mlaskanie”, czy sugerujące myślenie typu „uchm”, „eee”, „aa” lub tym podobne mruczando. Natomiast irytuje mnie wtrącanie wulgaryzmów (o tym napiszę innym razem), czy wyrazów obcych lub polskich, lecz zbędnych w danym kontekście. Słuchając takich wypowiedzi przekonujemy się, że język ojczysty nie zawsze jest w stosowanym słownictwie ojczysty, z uwagi na różne obce naleciałości, co jest wynikiem m.in. rozwoju techniki, ale też szerszych kontaktów z przedstawicielami innych narodów.

Anglicyzmy w polszczyźnie

Niewątpliwie prym wiodą tutaj anglicyzmy, czyli zapożyczenia z angielskiego. Dawniej ich źródłem był głównie film, potem wyjazdy, no i wreszcie internet. Anglicyzmy pojawiły się już na początku XX w., „a ich pozycja ugruntowała się po II wojnie światowej. Był to efekt upowszechnienia języka angielskiego, który szybko stał się głównym językiem dla handlu, nauki, sztuki i biznesu”.

Do popularniejszych np. w sporcie należą: jogging, set, futbol, team, tenis, aut, mecz, hokej, golf, doping, fitness, walkower. W kulturze, rozrywce, sztuce np.: show, singiel, puzzle, bestseller. Związane z komputerem: skaner, ksero, spam, wi-fi, router. W zakresie mody np.: jeans, bikini, lycra, make-up, a w kulinariach np.: tost, chipsy, grill, hot dog, fast food, zaś weekend, hobby, trend, parking, drink są częste w codziennym życiu.

Jedni uważają, że słowa te zaśmiecają nasz język, inni, że po prostu go uzupełniają. Wspomnę tu o wszechobecnym ok., które pojawiło się po raz pierwszy w formie pisanej „oficjalnie” 23 marca 1839 roku w gazecie „The Boston Morning Post”. Był to skrót popularnego wówczas w slangu, błędnie pisanego wyrażenia „oll korrect” („all correct”) oznaczającego „wszystko poprawnie”, „wszystko prawidłowo”. Zaistniało i się zadomowiło.

Zapożyczenia z innych języków

Dodam tu, że w polszczyźnie mamy równie pokaźną liczbę germanizmów. Dla przykładu: blacha, kit, komoda, regał, brytfanna, cukier, flaszka, jarmark, handel, kino, knajpa, kelner, ślusarz. Na Śląsku tych ausdruków, czyli wyrażeń jest znacznie więcej.

Na obszarach, które były pod zaborem rosyjskim dominowały rusycyzmy, które potem przeszły też na inne tereny Polski. W języku potocznym mamy np.: barachło, bumaga, chałtura, naczalstwo, nieudacznik, urawniłowka, wierchuszka, zagwozdka, a także: ciut-ciut, skolko ugodno, toczka w toczkę, w trymiga, gieroj, durak, dacza, póki co, kniga.

Także (głównie na Śląsku) są popularne zapożyczenia z języka czeskiego, jak np.: knedlik, kufel, powieść, gawęda. Wpływy takie pojawiają się m.in. w nazwach miejscowości przygranicznych, m.in. „Głubczyce” zamiast „Głąbczyce”, „Prudnik” zamiast „Prądnik”.

Jednakże najwięcej zapożyczeń jest z języka francuskiego. Językoznawcy twierdzą, że aż dwa razy więcej niż z języków angielskiego czy niemieckiego. Francuskie słowa czasem tak mocno „wrastają” w nasze życie codzienne, że nie potrafimy znaleźć dla nich odpowiednika w języku polskim. Do popularniejszych słów i wyrażeń należą np.: faux pas – w naszym języku to po prostu „pomyłka”, va banque – gdy gramy ostro, decydujemy się na bardzo odważne posunięcie, vis-à-vis – znaczy „twarzą w twarz” lub „naprzeciwko”, szampan, marynata, beza, menu, frykas, makijaż, tiul, biżuteria.

Zaśmiecanie języka

Prócz wyrazów, wyrażeń czy zwrotów zapożyczonych z języków obcych zaśmiecamy język rodzimymi, polskimi wtrętami, które mają samoistne, konkretne znaczenie, lecz wtrącone w wypowiedź tracą sens, rażą. Przed laty była moda na nadużywanie wyrazu „mowa” (jako jasne, oczywiste), ponadczasowe są za to: prawda, szczerze mówiąc, prawdę mówiąc, prawdę powiedziawszy; żeby nie skłamać (czyli wszystko co powiedzieliśmy wcześniej jest nieszczere albo nieprawdziwe?), było nie było, wiesz, rozumiesz, powiem tak, nie oraz tak.

Językoznawca prof. Małgorzata Marcjanik uważa, że „intencją kogoś kto coś stwierdza, a ponadto używa „prawda” wcale nie jest ustalenie prawdy, a jedynie podtrzymanie kontaktu w trakcie prowadzonej rozmowy. Ot takie uzupełnienie wypowiedzi, które niestety może zostać potraktowane jako niegrzeczne. Bo czy za pomocą takiego „prawda” nie sprawiamy wrażenia, że w naszym odczuciu druga strona czegoś nie rozumie? Zazwyczaj te wtręty dajemy na końcu zdania i z pewnością są irytujące”. W sondażu gazeta.pl aż 93% osób uznało, że takie zakończenie wypowiedzi je denerwuje.

Znawca języka polskiego dr Artur Czesak twierdzi, że „Polska jest podzielona na tych, którym „tak” kojarzy się pozytywnie i z „wielkim światem” oraz tych, którzy traktują je pejoratywnie, jako sformułowanie co najwyżej „półinteligenckie”. „Tak” jako takie nie jest błędem, natomiast jego nadużywanie oraz kreowanie swego rodzaju mody na „takowanie” można potraktować negatywnie. Czy to pan polityk, czy pani prezenterka z TV, czy pani na targu, czy postać z serialu - wszyscy robią to samo - stawiają to durne retoryczne zapytanie na końcu TAK.”

Pięknie to ujął Michał Rusinek pisząc: „Wśród językowych manii/ jest jedna dość plugawa:/ żeby na końcu zdań/ bezmyślnie „tak?” dodawać./ W tym sensu, mój Rodaku, brak./ Wyplenić „tak?” winieneś, tak?”

Nadużywanie zdrobnień

Na zakończenie jeszcze marginalnie o kolejnej manierze, czyli nadużywaniu zdrobnień. Czy nie denerwuje Państwa używanie np. kawka, herbatka, schabik, mięsko z kapustką, dałem do koszyczka, zobaczymy filmik. Nadużywamy ich, a przecież zdrobnienia to formy wyrazów używane w kontekście niewielkich rzeczy. Przykład? Bardzo małe biurko można nazwać biureczkiem, a stół o mniejszych rozmiarach stoliczkiem. Zdrobnienia są wykorzystywane również, jako zwroty do osób/przedmiotów, do których osoba mówiąca czy pisząca odczuwa serdeczne, przyjazne uczucia.

Ostatnio irytujące jest też używanie powszechnych w środowisku młodzieżowym „mega” jako określenie na wszystko, co nam się podoba. A przecież mega to z definicji przedrostek wielokrotności jednostki miary wielkości fizycznych o mnożniku 10. Czy też używanie supcio zamiast super. Jednak, jak stwierdził mój znajomy radiowiec, można to jakość ścierpieć, ale jego znacznie bardziej razi błąd w postaci używania „w każdym bądź razie ” – kontaminacja, czyli połączenie, skrzyżowanie powiedzonek w każdym razie i bądź co bądź. Podkreślmy, że prawidłowa forma to „w każdym razie.” Irytuje go też stosowanie: cofać się do tyłu, zamiast cofać się, fakt autentyczny zamiast fakt.

Pamiętają jeszcze Państwo wyrazy „dzieci, dziecko”, jak w zdaniu „Tam było dużo dzieci”, no bo teraz „obowiązuje” „Tam było dużo dzieciaków”. Smutne to, a mnie taka końcówka kojarzy się z wyrazami: łajdaki, flaki, biedak, ponurak, psiak, kociaki. Tak więc uparcie stosuję wyraz „dzieci”!

Obecnie denerwuje mnie bezmyślna feminizacja funkcji, stanowisk. Niemal od wieków mówiło się zgodnie z ustaloną normą: pani minister, pani dyrektor, pani doktor, pani reumatolog, pani psycholog. Jednak obecnie (może na skutek kompleksów) mamy: ministerka, dyrektorka, doktorka, reumatolożka, psycholożka. Nawet komputer podkreśla te formy jako błędne. Krytykowanie ich jest pewno walką z wiatrakami, no ale cóż, zawsze można liczyć na cudowne opamiętanie.

Jaka jest rada na takie błędy utrudniające komunikację werbalną? Na pewno dużo czytać, no i nie ulegać zgubnej językowej modzie…

No i na koniec jeszcze refleksja dotycząca wspomnianego na wstępie Antoniego Zająca. Był Ślązakiem i, jak wielu, uczył się polskiego, zaś obecnie Ślązacy uczą się śląskiego. Czyż to nie paradoks?

(map)

Grosman

Może Cię zainteresować:

Blady i ja. Marian Piegza wspomina Stanisława Grosmana, dyrektora świętochłowickiego liceum

Autor: Redakcja NGS24

02/09/2024

Swietochlowice dawny hollywood

Może Cię zainteresować:

Od wędzarni, przez dyskotekę, po market. Historia pewnego miejsca w Świętochłowicach

Autor: Redakcja NGS24

12/01/2025

Reklama