Pił na parkingu, a „postawił na nogi” pół Polski

Gdy właściciel firmy transportowej zaniepokojony o swojego pracownika zgłaszał jego zaginięcie, ten spokojnie pił alkohol na parkingu. Podając wcześniej fikcyjne dane dotyczące swojego położenia spowodował uruchomienie poszukiwań w kilku województwach. Odnalazł się cały i zdrowy.

Kierowca zestawu samochodowego w trasę wyruszył 11 marca. Z województwa wielkopolskiego przewiózł i dostarczył towar docelowo m.in. do Krakowa i Tychów. 12 marca dotarł do Świętochłowic, gdzie został ponownie załadowany, i miał udać się do Gdyni, a następnie promem do Szwecji. Ostatni raz kontaktował się ze swoim pracodawcą 13 marca rano wyjaśniając, że znajduje się już w okolicach Łodzi i zgodnie z planem jedzie na północ. Gdy przez następną dobę nie dał znaku życia, zaniepokojony szef postanowił wyjaśnić co się stało. Dwa telefony komórkowe kierowcy były wyłączone. Nie skontaktował się on również z rodziną. Sprawdzenia wykazały, że nie dotarł do miejsca docelowego. Co więcej, nie pojawił się nawet w Gdyni na odprawie promowej. Właściciel firmy zgłosiłPolicji zaginięcie swojego pracownika. Ruszyła machina poszukiwań. Zaangażowano do niej wielu policjantów. Nawiązano współpracę z jednostkami Policji, na terenie kraju w których zaginiony był lub gdzie - według jego relacji - miał być, a więc np. w Łodzi. Próbowano ustalić jego plany. Sprawdzano parkingi, stacje benzynowe, motele, szpitale. Ślad po kierowcy i samochodzie oraz ładunku zaginął. Przełomowa w poszukiwaniach okazała się noc. Ustalono, że ktoś skorzystał z jednego z telefonów komórkowych. Ślad prowadził do… Rudy Śląskiej. Policjanci natychmiast rozpoczęli penetracje tamtejszych parkingów. Po niedługim czasie odnaleźli zaginiony samochód oraz całego i zdrowego kierowcę. Jak się okazało, 49-letni kierujący, mieszkaniec Opalenicy, po załadowaniu w Świętochłowicach, zatrzymał się na jednym z rudzkich parkingów przed wyjazdem na autostradę. Jak wyjaśnił, niewielka awaria samochodu spowodowała, że … zakupił alkohol i nim się spokojnie raczył, dając sobie czas do wytchnienia. Wcześniej celowo wprowadził w błąd swojego pracodawcę co do lokalizacji. By nikt mu „nie przeszkadzał” wyłączył telefony. Na miejsce odnalezienia „zaginionego” kierowcy przybył z Poznania szef, który przejął samochód, ładunek i kierującego, którego zobowiązał się odstawić do domu.

Opisane zdarzenie, to kolejny przykład, że niefrasobliwość, bezmyślność i brak rozsądku oraz odpowiedzialności, uruchomiły machinę poszukiwań, do której zaangażowano wielu policjantów z kilku województw, którzy pracowali bez ustanku dwie doby. Ich zaangażowanie i całość wykonanych czynności okazało się zbędne i nikomu niepotrzebne.